INNEREPREZENTACJA

RPA. Puchar Świata w rugby 7. Polki dziesiątą drużyną globu

Challenge Trophy

W pierwszym, historyczny starcie w Pucharze Świata w rugby 7, reprezentacja Polski kobiet zajęła 10. miejsce.

W decydującym spotkaniu w finale Challenge Trophy „biało-czerwone” musiały uznać wyższość Japonek, które wygrały 17:12. Mimo to debiut na imprezie tej rangi należy uznać za udany, bo nasza drużyna po raz kolejny została dostrzeżona i doceniona przez ekspertów z wielu krajów.

Amerykanki za mocne, sensacji nie było

Już pierwszy dzień turnieju w Kapsztadzie zdecydował o tym, że Polki zamiast walki o medale trafiły do rozgrywek Challenge Trophy. Nasza drużyna w premierowym spotkaniu mierzyła się z USA, a regulamin Pucharu Świata był tak skonstruowany, że zwyciężczynie awansowały do ćwierćfinału, natomiast przegranym pozostawała rywalizacja o miejsca 9-16.

Choć Polki ambitnie zapowiadały, że zamierzają postawić się wyżej notowanym rywalkom, to na boisku niestety było o to trudno. Popis Jaz Gray sprawił, że „biało-czerwone” przegrały to spotkanie 7:39 i musiały pogodzić się z faktem, że nie dla nich jeszcze walka o najwyższe zaszczyty.

Pokonanie zespołu USA byłoby sensacją, która wydawała się być w naszym zasięgu. Jednak Polki miały sporo problemów w defensywie, przegrywały wznowienia i nie potrafiły wyeksponować swoich atutów. Mimo to w Kapsztadzie nadal miały coś do ugrania, dlatego kolejne mecze zapowiadały się emocjonująco.

Historyczna chwila dla Polek

Porażka z USA nie załamała naszych reprezentantek, które na mecz z Chinkami wyszły niezwykle zdeterminowane. Początek spotkania był jednak dość nerwowy, bowiem jedna z pierwszych akcji rywalek zakończyła się przyłożeniem i podwyższeniem. Na dodatek, choć szybko udało się zaliczyć przyłożenie, to nasza kapitan, Karolina Jaszczyszyn w starciu z Chinką doznała urazu kolana, na które narzekała od dłuższego czasu.

Do przerwy górą były Chinki, ale po zmianie stron to „biało-czerwone” zdominowały przebieg gry. Co prawda to rywalki zaczęły od siedmiopunktowej akcji, ale potem Anna Klichowska i dwukrotnie Małgorzata Kołdej sprawiły, że ostatecznie to my mogliśmy cieszyć się z wygranej 20:15. W drugiej połowie Chinki złapały dwie żółte kartki i końcówkę grały w osłabieniu, co zdecydowanie pomogło nam w rozciągnięciu gry i wyprowadzeniu Kołdej na dobrą pozycję – co ta niezwykle szybka zawodniczka skrzętnie wykorzystała.

– Był to dla nas ciężki mecz. Chciałyśmy udowodnić, że możemy pokonać Chinki kolejny raz, a nasza wygrana w Chile nie była przypadkowa, tylko po prostu jesteśmy lepszą drużyną. Początek był trudny. Przegrywałyśmy na początku drugiej połowy już 5:14, ale jednak udało się utrzymać nerwy na wodzy. Trener przeprowadził zmiany, dał drużynie trochę świeżości i ostatecznie to my triumfowałyśmy – mówił tuż po meczu Hanna Maliszewska.

W kolejnym spotkaniu rywalkami Polek były doskonale znane im Hiszpanki. Nasza drużyna musiała już radzić sobie bez Jaszczyszyn, ale jej zmienniczka – Julia Druzgała – dobrze weszła w spotkanie, udanie podwyższając przyłożenie Katarzyny Paszczyk. Przed przerwą zresztą ta młodziutka rugbistka sama zameldowała się w polu punktowym rywalek i w dużej mierze dzięki niej Polki po pierwszej połowie prowadziły 14:5.

W drugiej połowie Druzgała ponownie dołożyła pięć punktów do naszego dorobku i wydawało się, że spotkanie jest już rozstrzygnięte. Jednak właśnie wtedy w grze podopiecznych Janusza Urbanowicza pojawiło się sporo niedokładności i niepotrzebnej nerwowości. Hiszpanki zdołały przedrzeć się na nasze pole punktowe i doprowadzić do stanu 19:10, a w końcówce były bardzo blisko kolejnego przyłożenia. Polkom udało się jednak obronić przed naporem przeciwniczek i ostatecznie to nasza drużyna awansowała do finału Challenge Trophy.

– Hiszpania to drużyna, z którą często spotykamy się na wszelakich turniejach. Wiedziałyśmy, czego możemy się po nich spodziewać i na co zwrócić szczególną uwagę. W tym meczu byłyśmy szybsze, zagrałyśmy lepiej – powiedziała bohaterka starcia z Hiszpanią Julia Druzgała.

Nieudany rewanż z Japonią

W finale Polki zmierzyły się z Japonkami, z którymi przegrały w niedawnych kwalifikacjach do World Series w Chile. Nadarzała się znakomita okazja do rewanżu, na którym tak bardzo zależało wszystkim naszym zawodniczkom.

Wolę walki było widać od pierwszych minut, bo „biało-czerwone” weszły w ten mecz niesamowicie nabuzowane. Po pierwszych, wyrównanych minutach, zaczęły dominować, co przełożyło się na przyłożenie Kołdej, a po chwili Klichowskiej, zwieńczonym na dodatek podwyższeniem Druzgały. Wydawało się, że na przerwę zejdziemy przy prowadzeniu 12:0, ale niestety już po końcowej syrenie Wakaba Hara zameldowała się w naszym polu punktowym i Japonki zanotowały pięć „oczek”.

Po zmianie stron Polki miały trochę kłopotów w defensywie, zdarzyło im się kilka „przestrzelonych” szarż. I choć wybroniły kilka akcji, w końcu po przegranym aucie ponownie Hara wpadła na pole punktowe. Na nasze szczęście Japonki słabo kopały i „biało-czerwone” wciąż miały dwupunktową przewagę.

Niestety nieporozumienie Druzgały i Paszczyk, a w następstwie strata piłki sprawiły, że Yume Hirano zdobyła trzecie przyłożenie dla naszych przeciwniczek i po raz pierwszy w tym meczu podopieczne Janusza Urbanowicza musiały gonić wynik. Były okazje ku temu, by przebić się na pod pole punktowe rywalek, ale żadna z nich nie przyniosła oczekiwanego rezultatu i ponownie Polki musiały uznać wyższość Japonek, które wygrały ten mecz 17:12.

Nasza reprezentacja zakończyła start w Pucharze Świata na dziesiątym miejscu, co należy uznać za bardzo dobry wynik. Jeszcze kilka lat temu już sam start Polek na turnieju tej rangi wydawał się czystym marzeniem. Teraz to rzeczywistość, a „biało-czerwone” z pewnością nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.

Pokaż więcej

redakcja

Kronika24.pl - TYLKO najważniejsze informacje z Polski i ze świata!

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button