Po kilku latach przerwy Rod Stewart ponownie odwiedził gród Kraka.
Średnia wieku była co prawda lekko zawyżona, ale atmosfera oczekiwania nie różniła się od innych koncertów.
Scenę zasłaniała czerwona kotara, a nad nią wisiał napis „Let the good times roll”. I te stare czasy się potoczyły jak było do przewidzenia. Choć na początek lekka konsternacja, gdy rozbrzmiały dźwięki Depeche Mode „Just Can’t Get Enough” zaczęliśmy się zastanawiać, czy jednak nie pomyliliśmy koncertów.
Ale już po chwili ukazał się Rod wraz z całym zespołem przy dźwiękach „Tonight I’m Yours”. Później przyszedł czas na covery, które wypełniły lwią część wydarzenia.
Najpierw z repertuaru Sama Cooka „Having a Party”, następnie nieśmiertelny hit Bonnie Tyler „I’ts a Heartache”. Ale czy ktoś kojarzy „Some Guys Have all the Luck” kojarzy z The Presuaders czy raczej z gwiazdą wieczoru?
Słuchając „Hot Legs” czy „Forever Young” ciężko było nie odnieść wrażenia, że to swoiste credo życiowa artysty. Patrząc na to show ciężko było uwierzyć, że to wszystko dzieło 80-latka. Co prawda były trzy piosenki śpiewane przez dziewczyny z chórku, ale wykorzystane były raczej na zmianę strojów Roda, a nie odpoczynek.
Nie zabrakło też wzruszających i podniosłych momentów z hołdem dla Ukrainy czy podziękowaniem zw „Sailing” dla Polski, gdy na ekranie powiewała polska flaga. Byłoby to fantastyczne zakończenie wieczoru, ale Rod Stewart nie byłby sobą, gdyby nie porwał ludzi do tańca w bisowym „Sweet Little Rock& Roller”, który skutecznie osuszył łzy wzruszenia.
Koncert ten był pełen energii i pozytywnych emocji, a Rod Stewart pokazał, że mimo upływu lat, wciąż potrafi czarować publiczność swoim talentem i charyzmą.
(ar ai)