Etapowe zwycięstwo, Domżała i Marton liderami Rajdu Dakar
- Aron Domżała i Maciej Marton zaprezentowali fenomenalne tempo, wygrywając pierwszy etap Rajdu Dakar
- Polski duet z zespołu fabrycznego Can-Cam Factory South Racing wyszedł na prowadzenie w klasie T4 na półmetku oesu i utrzymał pozycję aż do mety
- Doskonały wynik oznacza, że biało-czerwoni zostali na starcie liderami zmagań
Pierwszy etap tegorocznego Rajdu Dakar padł łupem Polaków. Aron Domżała i Maciej Marton byli najszybszą załogą w klasie SSV (T4) i dzięki temu objęli prowadzenie w zmaganiach. Tuż za podium uplasował się Michał Goczał z Szymonem Gospodarczykiem. Po uderzeniu w głaz i dwóch kapciach sporo czasu stracił niestety drugi z braci – Marek Goczał.
Podczas sobotniego, wieczornego briefingu dla zawodników, szef Rajdu Dakar David Castera ostrzegał przed pułapkami, czekającymi na kierowców na pierwszym etapie. Niskie, ale ostro ścięte wydmy, a także liczne głazy miały stanowić największe zagrożenie. Dodatkowo organizatorzy zapowiadali, że sporo pracy będą mieli piloci. Wszystkie te przewidywania znalazły odzwierciedlenie w wydarzeniach na trasie.
Rywalizacja w klasie T4 od pierwszych kilometrów była bardzo zacięta. Aron Domżała i Maciej Marton radzili sobie świetnie w wymagającym terenie i krok po kroku przesuwali się w górę stawki. Na półmetku wyszli na prowadzenie i nie oddali go już do mety.
– Mamy pierwsze miejsce, choć to był zwariowany odcinek i myślę, że ostateczne wyniki rozstrzygną się dziś wieczorem lub w nocy – komentował krótko po ukończeniu oesu Aron Domżała. – Od początku, aż do tankowania na 200. kilometrze szło nam całkiem dobrze. Prowadziliśmy, ścigając się po wyboistej i technicznej trasie. Bardzo mi odpowiadała ta specyfika terenu – przyznał.
Właśnie na tym odcinku trasy, w duży głaz uderzył samochód zwycięzców prologu, Marka Goczała i Łukasza Łaskawca. Uszkodzone przednie zawieszenie oznaczało spore straty czasowe. W czołówce stawki zacięta walka trwała nadal, aż do momentu, w którym praktycznie wszystkie załogi zaczęły błądzić w poszukiwaniu kluczowego waypointa…
– Po tankowaniu teren był podobny, ale dotarliśmy do bardzo trudnego miejsca, gdzie wszyscy zgubili się na około 40 minut. Nie można było znaleźć waypointa. To była loteria. Jednym udało się go znaleźć, innym nie. My mieliśmy dużo szczęścia, bo udało nam się go w końcu zaliczyć, ale to był naprawdę zwariowany moment – relacjonował Aron Domżała.
Zaliczony waypoint i dobre tempo na „ostatniej prostej” dało polskiemu duetowi z fabrycznego zespołu Can-Am Factory South Racing cenne zwycięstwo etapowe oraz pozycję lidera na starcie zmagań. Tuż za Domżałą i Martonem do mety dotarł zeszłoroczny triumfator Austin Jones, a podium uzupełnił debiutant Rodrigo Luppi de Oliveira. Czwarty czas uzyskali Michał Goczał z Szymonem Gospodarczykiem.
Na poniedziałek, w rozkładzie jazdy, organizator zaplanował… etap maratoński. Po pokonaniu 338km odcinka specjalnego, który w dużej mierze będzie prowadzić przez pierwszy w tym roku, długi łańcuch wydm, kierowcy nie będą mieli dostępu do serwisu i podstawowe naprawy będą musieli wykonać sami. Trzeba będzie więc znaleźć balans między mocnym tempem, a dbałością o samochód.
Wyniki I etapu:
1. Aron Domżała/Maciej Marton (POL) 4:37.26
2. Austin Jones/Gustavo Gugelmin (USA/BRA) +1.58
3. Rodrigo Luppi de Oliveira/Maykel Justo (BRA) +4.02
4. Michał Goczał/Szymon Gospodarczyk (POL) +5.11
5. Luis Portela Morais/David Megre (PRT) +29.26
są emocje!!
Przygoński widać, że ma świadomość, że ich samochód nie jest tak szybki jak toyota, ale fajnie, że startuje