INNEREPREZENTACJA

RPA. World Rugby Sevens Challenger Series. Polki walczyły z kontuzjami. Koniec marzeń o awansie

Reprezentacja Polski kobiet w rugby

Mimo walki i ambitnej postawy, reprezentacja Polski kobiet nie wywalczyła awansu do prestiżowego cyklu World Sevens Series.

Po czwartej pozycji w pierwszym turnieju kwalifikacyjnym w Stellenbosch w drugim „Biało-Czerwone” uplasowały się na piątym miejscu. Nasze zawodniczki zmagały się nie tylko z rywalkami i grząskim boiskiem, ale również… plagą kontuzji. Urazów doznały aż trzy nasze kadrowiczki.

Trudna pozycja wyjściowa Polek

Już po pierwszym turnieju, w którym Polki zajęły dopiero czwartą pozycję, sytuacja naszej drużyny zdecydowanie skomplikowała się. Co prawda w Stellenbosch rozgrywano dwa turnieje kwalifikacyjne, a o ostatecznej klasyfikacji decydowały łączne wyniki obu z nich, jednak „Biało-Czerwone” musiały liczyć nie tylko na siebie, ale i na potknięcia rywalek.

Trener Janusz Urbanowicz już po pierwszym tygodniu zmagań zapowiedział, że zamierza nieco zmodyfikować przygotowania i skupić się bardziej na czekających nasz zespół mistrzostwach Europy i Igrzyskach Europejskich, gdzie jest szansa wywalczyć kwalifikację olimpijską. Mimo to nasze zawodniczki ambitnie zapowiadały, że będą walczyć i przy odrobinie szczęścia może jednak uda im się powalczyć i wymarzony awans do World Series.

Zaczęło się jednak fatalnie, bo w zremisowanym 17:17 meczu z Hongkongiem, trzy podstawowe zawodniczki: Anna Klichowska, Oliwia Strugińska i Ilona Zaiszliuk doznały kontuzji, które wyeliminowały je z udziału w kolejnych spotkaniach. Mimo to Polki zdecydowanie wygrały z Meksykiem 39:7, zapewniając sobie awans do ćwierćfinału.

– W meczu z Hongkongiem popełniłyśmy bardzo dużo błędów. Było sporo karnych i to wszystko nas zmęczyło, stąd remis. Drugi mecz był już lepszy w naszym wykonaniu, zagrałyśmy w „10” ze względu na kontuzje z pierwszego starcia, ale spotkanie ułożyło się po naszej myśli. Zagrałyśmy to, co chciałyśmy i położyłyśmy dużo punktów – mówiła po pierwszym dniu zawodów Tamara Czumer-Iwin.

W swoim ostatnim meczu grupowym „Biało-Czerwone” uległy Chinkom 7:24 i w walce o awans do półfinału trafiły na Czeszki.

Niespodziewana porażka i koniec marzeń

W normalnej dyspozycji reprezentacja Czech nie stanowi dla Polek zbyt dużego zagrożenia i z reguły nasza drużyna bez kłopotu wygrywa z południowymi sąsiadkami. Jednak przy pladze kontuzji, bo pamiętajmy, że w RPA nie było także kapitan Karoliny Jaszczyszyn, „Biało-Czerwone” zupełnie nie mogły poradzić sobie z rywalkami, które zwietrzyły swoją szansę.

Już pierwsza połowa zwiastowała, że naszemu zespołowi będzie bardzo ciężko. Sporo błędów Polek, dwa przyłożenia naszych rywalek i do przerwy było 12:0 dla Czeszek. Potem po ładnej akcji Hanny Maliszewskiej przyłożenie zaliczyła Małgorzata Kołdej, ale jak się okazało, na więcej nie było nas stać. Żółtą kartką ukarana została jeszcze Natalia Pamięta, a nasze rywalki wykorzystały swoją szansę, dorzuciły kolejne pięć „oczek” i wygrały 17:5, zapewniając sobie awans do półfinału.

Taki rezultat oznaczał, że Polki definitywnie straciły już szansę walki o awans do World Series. W drugim turnieju w Stellenbosch pozostała im tylko walka o miejsca 5-8. Niedzielne zmagania były już bardziej udane dla naszej reprezentacji, która najpierw pokonała po zaciętym spotkaniu Kolumbię 14:12, a na koniec, w starciu o piąte miejsce, zrewanżowała się drużynie Hongkongu za remis, zwyciężając 24:10.

Podopieczne Janusza Urbanowicza jechały do Republiki Południowej Afryki ze sporymi nadziejami, ale już pierwszy turniej poszedł wyraźnie nie po myśli naszej reprezentacji i awans do World Series znacznie się oddalił. W drugim turnieju przydarzyła się seria kontuzji, która znacząco utrudniła rywalizację. Po dwóch tygodniach zmagań „Biało-Czerwone” wracają do kraju poobijane, fizycznie i mentalnie, ale też zmotywowane trudną, ale cenną lekcją. Przed nimi kolejne wyzwania i oby jak najszybciej wróciły na dobre tory.

Awans na stałe do rozgrywek World Series wywalczyła drużyna RPA, która triumfowała w obydwu turniejach i zasłużenie została sklasyfikowana na pierwszej pozycji. W rywalizacji mężczyzn triumfował zespół Tonga, pozbawiając marzeń dobrze dysponowanych Niemców.

RPA. World Rugby Sevens Challenger Series. Polska – Meksyk (fot. Roger Sedres/Gallo Images)

Trudne wyzwanie przed Polkami, trener zapowiada zmianę planów (przed turniejem)

Przed reprezentacją Polski w rugby 7 kobiet kolejny turniej kwalifikacyjny do World Sevens Series w południowoafrykańskim Stellenbosch. Po czwartym miejscu w pierwszym turnieju szanse „Biało-Czerwonych” na awans znacząco zmalały, choć nadal jest on realny. Trener naszej drużyny Janusz Urbanowicz zapowiedział jednak zmodyfikowanie systemu przygotowań, spoglądając już bardziej w kierunku Igrzysk Europejskich.

Do zmagań w Stellenbosch „Biało-Czerwone” przystąpiły jako jedne z faworytek, ale już pierwszy turniej pokazał, że droga do wymarzonego World Sevens Series nie będzie łatwa. Na grząskim, ciężkim do gry boisku nasza drużyna męczyła się z takimi drużynami jak Paragwaj czy Kolumbia, ale po komplecie zwycięstw w fazie grupowej ostatecznie awansowała do ćwierćfinału.

Tam dość pewnie pokonały Madagaskar, ale w półfinale niespodziewanie uległy Belgijkom, które grając fizyczne rugby lepiej odnalazły się w panujących na miejscu warunkach pogodowych i pokonały nasz zespół 24:19. W starciu o trzecie miejsce podopieczne Janusza Urbanowicza przegrały z innymi faworytkami, reprezentacją Chin i ostatecznie uplasowały się w pierwszym turnieju kwalifikacyjnym do World Series na czwartej pozycji.

– Pierwszy turniej skończyłyśmy na czwartym miejscu, nie jest to wynik jakiego oczekiwałyśmy po sobie. Od pierwszego meczu grupowego nie grałyśmy swojego rugby, a każde kolejne spotkanie, pomimo wygranych, nie było łatwiejsze. Ciężko mi powiedzieć, dlaczego tak się stało, myślę, że to nie był nasz moment. Przyjeżdżając do RPA, byłyśmy pozytywnie nastawione i czułyśmy się dobrze, jednakże w dniu turnieju pogoda zmieniła się na deszczową, a boisko nie ułatwiało poruszanie się po nim. Żadna z drużyn nie wyglądała zbyt dobrze fizycznie i popełniała mnóstwo błędów, podobnie jak my. Udało nam się wyjść z grupy, co wskazywało, że rozkład dalszych zmagań jest dla nas jak najbardziej korzystny, w półfinale znana nam dobrze Belgia…. Dobrze znany, nie znaczy przyjemny, o czym często wspominałyśmy. Przegrałyśmy ten mecz, nie weszłyśmy do finału, a potem przegrałyśmy także walkę o trzecie miejsce z Chinkami. Nasze nastroje po rozegranym pierwszym turnieju początkowo nie były pozytywne, wręcz zrobiło się nerwowo i każda z nas potrzebowała chwili dla siebie. Po kilku dniach emocje opadły, zapominamy o tym co się wydarzyło, oczywiście wyciągamy wnioski i myślimy o drugim turnieju – powiedziała przed drugim turniejem w Stellenbosch Sylwia Witkowska.

Taki wynik naszej drużyny na szczęście nie oznacza, że Polki definitywnie straciły szansę na awans. Czeka je drugi turniej, rozgrywany na tych samych zasadach i dopiero klasyfikacja generalna z obu tych zawodów zdecyduje o tym, kto wywalczy przepustkę do World Seven Series. Niestety „Biało-Czerwone” muszą liczyć nie tylko na siebie, ale także na potknięcia rywalek, przede wszystkim zwyciężczyń pierwszego turnieju, drużyny Republiki Południowej Afryki oraz Belgijek, które uplasowały się na drugiej pozycji.

W teorii wszystko jest możliwe, jednak szczególnie gospodynie zmagań są w komfortowej sytuacji.  Trener Janusz Urbanowicz już po zakończeniu pierwszego turnieju mówił, że zamierza zmienić nieco kolejne etapy przygotowań. Skierowane będą już na mistrzostwa Europy, a przede wszystkim Igrzyska Europejskie, na których, stawką będzie kwalifikacja do igrzysk olimpijskich w Paryżu.

– Przygotowania do drugiego turnieju są bardziej intensywne. Na pierwszym turnieju widać było problemy wydolnościowe. Sama po sobie przyznam, że brakowało momentami oddechu. Mocno pracujemy nad tym na treningach. Wiadomo, nie poprawimy tego w kilka dni, ale po to tutaj jesteśmy, żeby nad tym popracować.  Zmiany? Trener chce dla nas jak najlepiej, sprawdza i testuje nas w różnych konfiguracjach. Ocenia, kontroluje na treningach, jak się najlepiej zachowujemy w danym czasie i na jakiej pozycji. Nie jestem w stanie wymienić konkretnych zmian jakie nas czekają, trzeba mu zaufać – on wie co robi – zapewnia Witkowska.

Drugi turniej World Rugby Sevens Challenger Series zostanie rozegrany w dniach 28-30 kwietnia. Polki w swojej grupie zmierzą się tym razem z Chinkami, Hongkongiem i Meksykiem. Z kolei drużyna RPA, na którą najbardziej musimy spoglądać, zagra z Tajlandią, Madagaskarem i Paragwajem. W grupie E obok Belgii wystąpią Kolumbia, Czechy oraz Papua Nowa Gwinea.

W pierwszym spotkaniu, już w piątek o godzinie 9:00, Polki zmierzą się z Hongkongiem, który pokonały podczas poprzedniego turnieju. Następnie o 12:16 czeka je spotkanie z Meksykiem, a kolejny, bardzo ważny mecz, rozegrają w sobotę, kiedy to o godzinie 9:22 zmierzą się z Chinkami. W tym samym dniu odbędą się jeszcze ćwierćfinały i już wtedy właściwie będzie jasne, czy „Biało-Czerwone” zachowają szansę na awans czy też ewentualne niedzielne spotkania to będzie już tylko gra o poprawę morale.

– Wiarę mamy zawsze! Z czwartego miejsca ciężko wskoczyć na pierwsze przy dwóch turniejach ale odkąd gram w rugby, nauczyłam się, że wiara umiera ostatnia. Zawsze będę wierzyć i walczyć z drużyną do końca. Mamy coś do udowadniania sobie i innym. To nie jest koniec. Nie zważając na to, co się wydarzy w przyszły weekend, nasz sezon się dopiero zaczyna. Chcemy pokazać innym drużynom, z którymi się zmierzymy, że nie jesteśmy łatwym przeciwnikiem. Pozwolę sobie podkreślić słowa powyżej, sytuacja jest trudna, ale nadal wszystko jest to możliwe – puentuje Sylwia Witkowska.

Pokaż więcej

redakcja

Kronika24.pl - TYLKO najważniejsze informacje z Polski i ze świata!

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button