INNEREPREZENTACJA

Rugby Europe Championship. Emocje w Amsterdamie. Polacy przegrali z Belgami

Pierwszy sezon rozgrywek

Trzy nieuznane przyłożenia, walka o każdy centymetr boiska, a na koniec jeden punkt, który rozdzielił dwie drużyny walczące o siódme miejsce w Rugby Europe Championship.

W rozgrywanym w Amsterdamie meczu reprezentacja Polski przegrała z Belgią 17:18 (10:11). Taki wynik oznacza, że w swoim pierwszym sezonie w tych rozgrywkach „Biało-Czerwoni” zajęli ósme miejsce.

Dla Polaków, spotkanie kończące debiutancki sezon w Rugby Europe Championship, było szansą, by zakończyć zmagania z podniesioną głową. Podopieczni Chrisa Hitta, po lekkim rozczarowaniu w starciu z Niemcami, byli bardzo mocno zmotywowani, by po raz drugi pokonać Belgię i zakończyć rywalizację na siódmej pozycji. Szkoleniowiec naszej reprezentacji mógł skorzystać z większości zawodników, których dotąd powoływał do kadry. Co prawda zabrakło kontuzjowanych Dawida Plichty, czy Daniela Gduli, ale pojawili się bracia Nowiccy i Mateusz Bartoszek. Ta trójka z powodu występów we Francji nie zawsze była dostępni dla naszej drużyny narodowej.

Szybki cios rywali

Spotkanie rozpoczęło się fatalnie, bo już w pierwszej minucie Belgowie zdobyli przyłożenie. Po sprytnym kopnięciu za obrońców Guillaume’a Pirona, Thomas Wallraf przejął piłkę i zdobył pierwsze pięć punktów dla naszych rywali. Szansy na dołożenie dwóch „oczek” z podwyższenia nie wykorzystał Florian Remue, ale i tak był to dla „Biało-Czerwonych” sygnał ostrzegawczy.

Na szczęście ten cios podziałał na Polaków mobilizująco, bo już cztery minuty później podopieczni Christa Hitta wyszli na prowadzenie. Odważną akcją popisał się Piotr Zeszutek, który przebił się przez linię obrony Belgów, a niezawodny Wojciech Piotrowicz dołożył dwa punkty po kopie na słupy i prowadziliśmy 7:5. To jednak znów trwało tylko chwilę, bo rzut karny na trzy punkty zamienił Remue.

W 18. minucie mogliśmy ponownie wyjść na prowadzenie, bo kapitalnym rajdem między obrońcami popisał się Robert Wójtowicz, ale właściwie w ostatniej chwili jeden z obrońców rozpaczliwą szarżą, będącą w gruncie rzeczy nieprzepisowym uderzeniem, wytrącił piłkę naszemu skrzydłowemu. Sędzia nie dostrzegł przewinienia kwalifikującego się do czerwonej kartki. Zamiast przyłożenia wyszedł przód, ale zaczynała się uwidaczniać przewaga Polaków, dominujących nad rywalami szczególnie w formacji młyna. Zaledwie 120 sekund później mieliśmy rzut karny, jednak tym razem Piotrowicz nie trafił między słupy. Rywale popełnili jednak kuriozalny błąd, wypuszczając piłkę do przodu. Sędzia podyktował młyn tuż przed polem punktowym. Nie udało się uzyskać dzięki temu kolejnego przyłożenia, ale „Biało-Czerwoni” wywalczyli rzut karny i drugą szansę dostał nasz kopacz. Tym razem ją wykorzystał, a nasz zespół wrócił na prowadzenie.

Choć przy wspomnianej wyżej akcji, Toon Deceuninck otrzymał żółtą kartkę, nasi przeciwnicy bardzo mądrze rozgrywali czas gry w osłabieniu, starając się trzymać jak najdalej od własnego pola punktowego. Co więcej, w 28. minucie mieli kolejny rzut karny i Remuse celnym kopem wyprowadził ich na prowadzenie 11:10. Tak też zakończyła się pierwsza połowa. Ostatnie dziesięć minut przyniosło sporo błędów z obu stron. Polacy momentami mieli przewagę, ale nie potrafili jej odpowiednio skonsumować. Co więcej sędzia nie uznał  kolejnego przyłożenia „Biało-Czerwonych”, uznając że piłka została utrzymana przez obrońców nad ziemią. Tym samym, Polacy schodzili do szatni z niedosytem oraz jednopunktową stratą.

Thriller w drugiej połowie

W drugiej części gry szybko stanęliśmy przed szansą zdobycia trzech punktów, bo Piotrowicz zaryzykował kop z rzutu karnego z niemal połowy boiska. Niestety, choć bardzo niewiele, to jednak zabrakło i na naszym koncie nadal było 10 punktów. Co gorsza, w 50. minucie żółtą kartką ukarany został Aleksander Nowicki i to my musieliśmy radzić sobie, mając jednego zawodnika mniej. Na dodatek urazu twarzy doznał Zeszutek i na boisko wrócił w prowizorycznej masce, utrudniającej mu nieco grę.

To jednak pobudziło naszą drużynę, która bardzo mocno nacisnęła na rywali i zdołała nawet zameldować się z piłką na polu punktowym Belgów. Przyłożenie Zenona Szwagrzaka najpierw zostało uznane, ale sędzia zmienił decyzję. Po konsultacji z arbitrem bocznym uznał, że obrońcy ponownie zdołali utrzymać piłkę nad murawą. „Biało-Czerwoni” jednak zdecydowanie dominowali i zupełnie nie było widać, że grają 14 przeciwko 15.

Ta sytuacja wydała się podciąć skrzydła naszym kadrowiczom. Siły na boisku się wyrównały, ale Belgowie ruszyli do przodu i zwieńczyli dobry okres gry przyłożeniem w wykonaniu Remue. Środkowy po długiej akcji blisko naszego pola punktowego zdołał znaleźć lukę w defensywie Polaków i dorzucił do dorobku naszych rywali siedem punktów, wykorzystując również podwyższenie. Na nieco ponad kwadrans przed końcem Polacy przegrywali 10:18 i zwycięstwo zaczynało się oddalać.

Jednak w 72. minucie drugą żółtą, a w efekcie czerwoną kartkę obejrzał Toon Deceuuninck i Belgowie kończyli mecz w osłabieniu. Przed Polakami stanęła szansa, by przechylić losy spotkania na swoją korzyść. Już trzy minuty później, po akcji w formacji młyna przyłożenie zaliczył Vaha Halaifonua, a z łatwej pozycji z podwyższeniem problemów nie miał Piotrowicz. Prowadzenie Belgów stopniało do zaledwie jednego „oczka”.

W samej końcówce kibice reprezentacji Polski przeżywali ogromne emocje, bo grający w osłabieniu rywale bardzo mądrze utrzymywali się przy piłce, ale w końcu popełnili błąd i „Biało-Czerwoni” stanęli przed szansą na wyprowadzenie akcji z własnej połowy. Niestety, błędna decyzja, by kopnąć piłkę za plecy rywala, zamiast kontynuować akcję ofensywną okazała się kosztowna. Belgowie kopem w aut zakończyli starcie.

Reprezentacja Polski w rugby (fot. pras.)

„Biało-Czerwoni” zafundowali fanom prawdziwy thriller – niestety bez happy endu. Belgowie wygrali 18:17, sięgając przy okazji po trofeum im. generała Stanisława Maczka, ale długimi fragmentami byli w odwrocie i równie dobrze mogli ten mecz przegrać. Wykazali się jednak większym doświadczeniem.

– To trudny i rozczarowujący wynik. Mówiliśmy wiele o tym, jak będą dziś grać Belgowie i jak musimy my zagrać przeciwko nim. Po raz kolejny zabrakło nam wykończenia akcji. Byliśmy trzy razy na ich polu punktowym, a mimo to nie zdobyliśmy przyłożeń. Jedno z nich zmieniłoby dziś wynik. Jestem jednak dumny z drużyny, bo pokazali charakter i przede wszystkim udowodnili, że potrafią na tym poziomie rywalizować z przeciwnikami jak równy z równym. Zrobiliśmy ogromny postęp od naszych meczów w Trophy rok temu. Teraz musimy pracować jeszcze ciężej, żeby nauczyć się jak wygrywać takie mecze – podsumował trener Christian Hitt.

Polska – Belgia 17:18 (10:11)

Polska: Wojciech Piotrowicz 7, Piotr Zeszutek 5, Vaha Halaifonua 5
Belgia: Florian Remue 13, Thomas Wallraf 5

Polska: Thomas Fidler (Jake Wiśniewski), Grzegorz Buczek, Zenon Szwagrzak, Michał Krużycki (Jan Cal), Mateusz Bartoszek, Aleksander Nowicki (Brandon Olow), Vaha Halaifonua, Piotr Zeszutek, Mateusz Plichta, Jędrzej Nowicki (Dawid Banaszek), Robert Wójtowicz, Peter Hudson-Kowalewicz, Grzegorz Szczepański, Ross Cooke, Wojciech Piotrowicz.

Pokaż więcej

redakcja

Kronika24.pl - TYLKO najważniejsze informacje z Polski i ze świata!

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button