Losy drugiego dnia krakowskiego festiwalu stanęły pod znakiem zapytania.
Pogoda ostatnio jest coraz bardziej nieprzewidywalna i o mały włos nie pokrzyżowała planów. Około godziny 15 nad Kraków nadciągnęły burzowe chmury i organizatorzy postanowili opóźnić imprezę o godzinę, uzależniając jej rozpoczęcie od dalszego rozwoju sytuacji na niebie.
Na szczęście matka natura odpuściła i pierwszy koncert Jana Rapowanie rozpoczął się z 45 minutowym opóźnieniem. Następna okazja do zapoznania się z twórczością Rosalie nie przyniosła niestety znów żadnych zaskoczeń. Wydaje się, że artystka utknęła w ślepej uliczce i raczej nie zapowiada się, aby z niej kiedykolwiek wyszła do szerszej publiczności. Bardzo lubię Lisę Stansfield, ale naprawdę lepiej posłuchać oryginału z płyty, niż polskiej podróbki na żywo.
Anne-Marie za to pokazała jak powinien wyglądać festiwalowy show. Wielkie dmuchane misie na scenie, dymy, ognie i szeroki uśmiech wokalistki wprawiły wszystkich we wspaniały nastrój. Szkoda, że wskutek opóźnienia festiwalu koncerty ponakładały się na siebie, bo w trakcie występu przesympatycznej Brytyjki trzeba było pędzić na małą scenę, gdzie swoje letnisko przygotował raper harcerz Kinny Zimmer.
Na scenie ustawiony namiot, w tle las i nadciągająca burza zapowiadały coś ciekawego i faktycznie działo się dużo. Z namiotu wyłonił się druh drużynowy i rozbujał chyba najlepszą imprezę podczas całego festiwalu. Było nawet pogo co raczej nieczęsto zdarza się na koncertach hiphopowych. Kinny cały czas w podskokach, cała sala również i wszystkie teksty z debiutanckiej płyty wykrzyczane ze wszystkich gardeł. Jak na prawdziwego harcerza przystało potrafi wszystko: „chcesz zrobię ci dziecko, chcesz skręcę ci krzesło”. Niesamowita energia i chyba duża kariera przed Wiktorem Jakowskim. Taco i Quebo muszą szybko szykować miejsce na szczycie rapowego podium koło siebie.
Ava Max zachwyciła seksownym strojem i ruchem scenicznym na senie, ale po kilku piosenkach miało się wrażenie powtarzalności i monotonni choć publiczność bawiła się wyśmienicie. Z Berlina przyjechali Australijczycy z Parcels i rozbujali niestety niezbyt liczną publiczność przed małą sceną.
Z niewiadomych przyczyn kolejna gwiazda festiwalu odmówiła zgody na robienie zdjęć. Jak można było tę decyzję jeszcze jakoś zrozumieć w przypadku Lewisa Capaldiego tak odmowa Halsey nie wydawała się mieć sensownych podstaw.
Na koniec zagrał White 2115 i to już koniec festiwalu. Miejmy nadzieję, że przyszłoroczna edycja odbędzie się bez przeszkód i Kraków zagości gwiazdy światowego formatu.
(Artur Rakowski)