Gdy trafił do EKOstraży, był w opłakanym stanie: osłabiony, miał zaropiałe oko i – jak się okazało po zrobieniu RTG – złamane skrzydło i obojczyk.
Teraz ma szansę na powrót do natury, ale musi jeszcze nad tym popracować. Dzięcioł Zielonka wyglądał jak siedem nieszczęść.
Dzięcioł zielony – dlatego otrzymał imię Zielonka – trafił do EKOstraży we Wrocławiu mniej więcej przed miesiącem. Nie wiadomo, co mu się przydarzyło, ale był w opłakanym stanie.
Larwy podawane z ręki, leki i masaże
„Początki opieki nad Zielonką nie były łatwe: ręczne odkarmianie larwami, podawanie leków, kontrole weterynaryjne, masowanie błony lotnej i walka o oko…” – wspomina EKOstraż na swoimi profilu na FB. – „Teraz już wiemy: uratowaliśmy mu życie!”
Pewnie nie zawsze mu się to podobało, ale bez zabiegów, którym był poddawany w gabinecie weterynaryjnym, nie miałby szans na przetrwanie.
Z dnia na dzień jest lepiej
Dzięki opiece wolontariuszy dzięcioł wzmocnił się, odżył, odzyskał apetyt i werwę. Jego oko jest już w znacznie lepszym stanie. Jak informują opiekunowie, ptak chwyta się bez problemów i stoi pięknie o własnych siłach.
– Z dnia na dzień jest coraz lepiej. Mam nadzieję, że niebawem będzie mógł wrócić na wolność, ale na razie konieczna jest rehabilitacja – mówi Katarzyna Szakowska z EKOstraży.
Rehabilitacja
Zanim to nastąpi, Zielonka musi przejść rehabilitację: ćwiczy podlatywanie i rozwijanie skrzydła, bo bez odzyskania w nim sprawności nie będzie mógł żyć samodzielnie. Wszystko, co będzie mu potrzebne w środowisku naturalnym, trenuje teraz w wolierze.
Opiekunowie zamontowali mu tam pieniek, z którego za pomocą wyjątkowo długiego języka wyjada drewnojady i mączniki. Zresztą próbuje to robić także przy innych okazjach: podczas wizyty w gabinecie weterynaryjnym zawzięcie szukał pożywienia za… listwą przy podłodze.
(UMW)