Zarówno Rafał Sonik, jak i Paweł Otwinowski nie ukończyli pierwszego etapu Rajdu Maroka.
W Yamahę Raptor krakowianina uderzył inny quad, uszkadzając sworzeń wahacza w prawym przednim kole i uniemożliwiając dalszą jazdę. Mniej doświadczony z naszych reprezentantów miał wypadek i złamał nadgarstek. Dobra informacja jest taka, że walczący o podium Pucharu Świata Sonik będzie mógł w sobotę kontynuować ściganie, po przyjęciu kary czasowej.
– Dziś, pierwsza część oesu liczyła zaledwie 99km i zastanawiałem się, jakie niespodzianki czekają nas w związku z tym na trasie – relacjonował Rafał Sonik. – Zaczęło się od tego, że nie działało mi jedno z urządzeń nawigacyjnych. Otrzymujemy je od organizatorów, więc ich technik usuwał awarię pod presją czasu, tuż przed startem. Po zaledwie ośmiu kilometrach jazdy natknąłem się na Pawła Otwinowskiego, który wpadł w szczelinę i uderzając quadem w przeciwstok złamał nadgarstek.
Sześciokrotny zdobywca Pucharu Świata doskonale wiedział, co robić w takiej sytuacji. Wezwał śmigłowiec organizatora, który dość szybko zabrał polskiego rajdowca do szpitala. – Szczelina nie była oznaczona w roadbooku trzema wykrzyknikami i motocykliści spokojnie ją przeskakiwali. Quadem nie było takiej możliwości. Złamanie Pawła jest poważne. Z pewnością będzie musiał przejść w Polsce operację i nie wróci do jazdy wcześniej niż na wiosnę – komentował Sonik.
To niestety nie był koniec przygód „SuperSonika” tego dnia.
Kiedy zaliczał waypoint na 44. kilometrze, nagle uderzył w niego quad rywalizujący w klasyfikacji enduro cup. – Zupełnie bezmyślny zawodnik wjechał z boku w moje przednie koła. Wydawało się, że nie spowodował większych uszkodzeń, ale po kolejnych 40 kilometrach, przeciążeń nie wytrzymał sworzeń wahacza w prawym przednim kole. Dokładnie tam, gdzie zostałem trafiony – mówił wzburzony.
Sonik próbował naprawić awarię, spinając połamane części na trytytkach, ale niestety po przejechaniu 300 m prowizoryczna konstrukcja się rozpadła. – Niestety to jedna z tych awarii, których nie da się naprawić samodzielnie na odcinku specjalnym, bez specjalistycznych narzędzi. Myślę, że mój serwis sobie z tym poradzi i będę mógł kontynuować jazdę. Muszę jednak liczyć się z karą czasową za nieukończenie etapu – przyznał quadowiec.
– Cieszę się, że mamy październik, a nie środek lata, bo ugotowałby się na tej pustyni – dodał śmiejąc się do słuchawki telefonu satelitarnego i wciąż czekając na transport organizatora.
(org.)