W piątek w Calgary ruszają trzecie w tym sezonie zawody Pucharu Świata w łyżwiarstwie szybkim.
Polscy sprinterzy z Andżeliką Wójcik i Piotrem Michalskim na czele znów zamierzają powalczyć o najwyższe miejsca.
W listopadowych zawodach pucharowego cyklu biało-czerwoni kilkukrotnie zaprezentowali się z dobrej strony. Miejsca w pierwszej dziesiątce podczas przejazdów w Stavanger i Heerenveen na 500 i 1000 metrów zanotowali Andżelika Wójcik, Piotr Michalski, Marek Kania czy Karolina Bosiek. Obiecująco w Norwegii spisały się również drużyny kobiet i mężczyzn, jednak na ten moment bliska awansu na mistrzostwa świata w Heerenveen (2-5 marca 2023 roku) jest jedynie ekipa pań.
– Trochę prześladował nas pech. Orzeczono wobec nas cztery dyskwalifikacje, z czego dwie były sporne. Szkoda zwłaszcza tej nałożonej na męską drużynę, bo kwalifikacja na MŚ byłaby na wyciągnięcie ręki. Poza tym udało się osiągnąć kilka wartościowych wyników. Szymon Palka i Magdalena Czyszczoń nieźle poradzili sobie na dystansach 5000 i 3000 metrów. W Holandii było już gorzej z rezultatami niż w Norwegii, ale raczej wynikało to z nagromadzenia liczby startów, to był nasz czwarty kolejny weekend w rywalizacji – tłumaczy Paweł Abratkiewicz, szkoleniowiec reprezentacji narodowej w łyżwiarstwie szybkim.
Biało-czerwoni wybrali się za ocean niemal w identycznym składzie, co na premierowe weekendy PŚ w Europie. W Kanadzie nie zobaczymy jedynie Gawła Oficjalskiego. Wystąpi natomiast cała czołówka polskich panczenistów, którzy zamierzają powalczyć o wysokie lokaty.
– W Calgary jest jeden z najszybszych torów na świecie i mam nadzieję, że zawodnicy zaprezentują się z lepszej strony niż do tej pory. Lokaty w PŚ dają nam kwalifikacje na MŚ, dlatego nie ma już miejsca na błędy. Męska drużyna raczej nie ma już co liczyć na awans z punktowego rankingu, więc w Kanadzie muszą się sprężyć i osiągnąć premiowany czas. Spokojniejszy jestem natomiast o drużynę kobiet, zwłaszcza po tym, co pokazały w Stavanger. W obu składach raczej nie przewiduję zmian. Teraz nie ma czasu na eksperymenty, pora na nie może nadejdzie przy okazji kolejnych zawodów PŚ – opowiada Abratkiewicz.
Na zwyżkę formy i lepsze niż przed rokiem wyniki w Calgary liczy Marek Kania, który niemal z marszu, tuż po udziale w MŚ we wrotkarstwie w Argentynie przystąpił do rywalizacji w PŚ.
– Przed pierwszymi zawodami w Stavanger czułem się bardzo niepewnie. Wybierając start w Ameryce Południowej, byłem prawie pewien, że w PŚ spadnę do grupy B, zwłaszcza że po miesięcznej przerwie odbyłem zaledwie dwa treningi na lodzie. Szczerze mówiąc, trzynaste miejsce było zaskoczeniem nawet dla mnie – wyjaśnia panczenista Legii Warszawa.
Kania w zeszłym sezonie zajął wysoką, siódmą pozycję w klasyfikacji generalnej PŚ na swoim koronnym dystansie 500 metrów.
– Mam nadzieję, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa i dotychczasowe osiągnięcia są dopiero początkiem czegoś większego. Teraz skupiam się na powrocie do najwyższej formy. Ze startu na start powinno być coraz lepiej. Liczę, że najpóźniej na początku przyszłego roku zbuduję optymalną dyspozycję – dodaje 23-letni sprinter.
Początek pierwszych w tym miesiącu trzydniowych zawodów PŚ w Calgary w piątek, 9 grudnia.