W Kaliszu odbyło się losowanie przed spotkaniem Polska – Salwador w ramach Grupy Światowej II Pucharu Davisa.
W piątek o 13:45 zmierzą się druga rakieta Polski Kacper Żuk i pierwsza rakieta Salwadoru Marcelo Arevalo. Po nich zagrają Kamil Majchrzak i Lluis Miralles.
W sobotę o 11:00 zagrają debliści. Łukasz Kubot i Jan Zieliński zmierzą się z Arevalo i Mirallesem. Później na kort wyjdą pierwsze rakiety obu krajów, czyli Majchrzak i Arevalo. W przypadku remisu po czterech meczach o wyniku zadecyduje singiel, do którego zostali zgłoszeni Żuk i Miralles.
Puchar Davisa – Żuk i Arevalo rozpoczną spotkanie w Kaliszu
Kacper Żuk (PZT Team) i lider zespołu gości Marcelo Arevalo wyjdą jako pierwsi na kort w Kalisz Arenie, w piątek o godzinie 14.00. Ten pojedynek rozpocznie spotkanie Polska – Salwador w rywalizacji o Puchar Davisa w Grupie Światowej II. Po nich zobaczymy Kamila Majchrzaka (PZT Team) i Luisa Mirallesa.
Mecz otwarcia zapowiada się bardzo ciekawie, bo Żuk jest w tej chwili na klasycznej fali wznoszącej. Praktycznie co tydzień poprawia najwyższe w karierze pozycje w rankingu ATP Tour. Obecnie jest już 23.2 na świecie. W tym sezonie zadebiutował w turnieju rangi ATP Tour w Antalii, a także osiągnął trzy ćwierćfinały w imprezach ATP Challenger Tour, w dwóch przypadkach przebijał się do głównych drabinek z eliminacji.
– Arevalo to bardzo dobry deblista, który 2-3 lata temu był wysoko sklasyfikowany też w singlu. Wiemy, że może być zagrożeniem, dlatego musimy być mocno skoncentrowani i zrobić co w naszej mocy, żeby go pokonać. NA pewno jestem w dość komfortowej sytuacji po losowaniu kolejności gier. Wiem dokładnie, o której godzinie wyjdę na kort, a i zacznę występ przy stanie 0:0. Na pewno jest to lepsza sytuacja, niż gdy się gra przy 0:1, dlatego postaram zrobić wszystko, żeby oszczędzić tego Kamilowi – powiedział po ceremonii losowania Żuk.
– Na pewno przede mną bardzo trudny mecz, bo rywal jest bardzo doświadczony i o wiele bardziej ode mnie ograny w Tourze, ale wierzę, że zdobędę pierwszy punkt i wszystko potem też potoczy się po naszej myśli. Rok temu debiutowałem, tutaj w Kaliszu, w reprezentacji narodowej. Wtedy mi się udało zdobyć punkt i liczę, że to powtórzę jutro – dał zawodnik PZT Team.
W drugim piątkowym meczu Kamil Majchrzak zmierzy się z Luisem Mirallesem, który co prawda nie jest notowany w rankingu ATP, ale trenuje w amerykańskim college’u. Polacy obserwowali go na treningach, być może udało im się zaobserwować jego słabsze strony, co wykorzystają w spotkaniu.
– Wierzę, że wygram ten mecz, choć na pewno trudno jest się przygotować do niego, gdy nie zna się zupełnie rywala. Mam pracę domową do odrobienia i muszę poszukać jakiś jego meczów sieci. Jestem dobrej myśli, czuję się dobrze, choć nie jestem do końca zdrowy. Właściwie od lipcowego startu w turnieju PZT Polish Tour w Kozerkach, ciągną się za mną problemy z nogą, które czasem wracają z większą siłą. Teraz trochę żałuję, że nie podjąłem decyzji, żeby coś z tym zrobić pod koniec roku, ale tak naprawdę przez Covid trudno coś sensownie zaplanować. Być może podjąłem złą decyzję, ale po Pucharze Davisa zrobię krótką przerwę i mam nadzieje, że szybko wrócę do gry – powiedział Majchrzak, 111. tenisista świata.
– Bardzo liczę na to, że uda mi się wreszcie wrócić do czołowej setki, choć co chwila coś mi się przytrafia i ten cel się znowu przesuwa. Ubiegły rok zacząłem od sześciomiesięcznej przerwy w grze i dziwnej kontuzji kości miednicy. Potem dobrze grałem w turniejach PZT Polish Team, a po odmrożeniu Touru wygrałem duży challenger w Czechach. Jednak w grudniu przeszedłem Covid, no i niestety nie bezobjawowo. Wciąż do końca nie wróciłem do pełnej dyspozycji, widać organizm potrzebuje jeszcze trochę czasu po chorobie. Ale jestem dobrej myśli i wierzę, że uda mi się wrócić do czołówki. Bardzo marzy mi się wywalczenie kwalifikacji na igrzyska, choć wiem, że to będzie bardzo trudne. Zobaczymy, na pewno start na olimpiadzie jest moim największym marzeniem – dodał Majchrzak.
Sobotnia rywalizacja rozpoczną się o godz. 11.00, meczem deblowym. W polskiej drużynie do gry wyjdą Jan Zieliński oraz Łukasz Kubot, który do Kalisza przyjeżdża prosto z Rotterdamu, gdzie grał w halowym turnieju ATP. Ich rywalami będą Marcelo Arevalo oraz Lluis Miralles, czyi zawodnicy wystawieni do piątkowych gier singlowych.
– Wszyscy młodzi zawodnicy są podekscytowani tym faktem. To jest wielka wartość dodana, nie tylko ze względu na nazwisko Łukasz Kubot. Ale też ze względu na to, że jest zawodnikiem bardzo drużynowym. W sensie, że wspiera kolegów i jest bardzo wspieranym przez nich. Także się bardzo cieszę, że przyjeżdża i zagra w reprezentacji – tłumaczył decyzję Mariusz Fyrstenberg, kapitan reprezentacji Polski.
Przyjazd Kubota oznacza, że zastąpi on deblistę Szymona Walkowa w składzie, w którym oprócz Majchrzaka, Żuka i Zielińskiego, znalazł się również reprezentacyjny debiutant Wojciech Marek (PZT Team).
Kubota zabrakło na ceremonii losowania w Kalisz Arenie, ponieważ na miejsce dotrze dopiero po południu. Jeszcze w środę rywalizował w turnieju ATP w Rotterdamie w duecie z Holendrem Wesley’em Koolhofem.
Łukasz Kubot to dwukrotny zwycięzca turniejów Wielkiego Szlema – Australian Open 2014 (ze Szwedem Robertem Lindstedtem) i Wimbledonu 2017 (z Brazylijczykiem Marcelo Melo). To też były lider deblowego rankingu ATP Tour. W grze podwójnej zdobył dotychczas 27 tytułów, a 21 razy przegrywał w finałach, w tym raz w wielkoszlemowym US Open (2018).
Siedmiokrotnie kwalifikował się do kończącego sezon turnieju ATP World Tour Finals. W londyńskiej O2 Arena trzy razu wychodził z grupy – raz był w finale (2017), a dwa razy odpadał w półfinale (2014 i 2019). Największe sukcesy odnosił w parze z Brazylijczykiem Marcelo Melo (17 zwycięstw i 11 finałów), w ostatnich pięciu sezonach. Jednak jesienią podjęli decyzję o zmianie partnerów. W tym roku Łukasz postanowił występować z Holendrem Wesleyem Koohlhofem.
Po meczu deblowym, zostanie rozegrany pojedynek z udziałem pierwszych rakiet, bowiem wyjdą do gry Majchrzak i Arevalo. Jeśli to będzie konieczne, bo wynik będzie remisowy 2:2, wtedy o ostateczne zwycięstwa stoczą walkę Żuk z Mirallesem. A gdyby losy spotkania przechyliły się wcześniej, na którąkolwiek stronę, to szansę na pierwszy występ w reprezentacji może otrzymać Wojciech Marek.
Oficjalny plan gier meczu Polska Salwador (5-6 marca, Kalisz Arena):
piątek, 5 marca – godz. 14.00
Kacper Żuk – Marcelo Arevalo
następnie
Kamil Majchrzak – Lluis Miralles
sobota, 6 marca – godz. 11.00
Łukasz Kubot, Jan Zieliński – Marcelo Arevalo, Lluis Miralles
następnie
Kamil Majchrzak – Marcelo Arevalo
następnie
Kacper Żuk – Lluis Miralles
Puchar Davisa – Polacy wciąż dopisują w nim swoją historię
100-lecie Polskiego Związku Tenisowego to czas wspomnień, ale też spojrzenia w przyszłość, która rysuje się dla naszej dyscypliny optymistycznie. A w ten weekend reprezentacja narodowa w Pucharze Davisa dopisze kolejny rozdział swojej historii.
Reprezentacja Polski występuje w daviscupowej rywalizacji od 1915 roku, więc nie sposób wymienić wszystkich grających w niej zawodników, opisać każdy ze 164 meczów (bilans 85-79). A już dzisiaj o godz. 14.00 nasza narodowa drużyna odnotuje 165. spotkanie, tym razem z Salwadorem. I podobnie jak rok temu, również w marcu, zagra w Kalisz Arenie, gdzie poprzednio pokonała Hongkong 4:0.
To był udany debiut w roli kapitana Mariusza Fyrstenberga, byłego szóstego deblisty świata i finalisty wielkoszlemowego US Open. Na dodatek Polacy przedłużyli do ośmiu spotkań – najdłuższą jak dotychczas -zwycięską serię, zapoczątkowaną w lutym 2018 roku pod wodzą Radosława Szymanika.
Zresztą popularny „Frytka” zapisał się w historii naszej reprezentacji również jako zawodnik. Wystąpił w 33 spotkaniach międzypaństwowych, a rozegrał w sumie 43 mecze i miał bilans 29-14, w tym w singlu 7-7 i deblu 22-7.
Mariusz razem z Marcinem Matkowskim stworzył najlepszy reprezentacyjny debel, który wygrał 19 pojedynków, ponosząc sześć porażek. Co ciekawe, w zestawieniu najlepszych par daviscupowych na świecie, „Polish Power” zajmują 11. miejsce.
To właśnie Matkowski, wieloletni partner Mariusza, prowadzi w czterech z sześciu statystyk najbardziej doświadczonych reprezentantów kraju – np. ma za sobą 42 występy, co jest rekordowym dorobkiem. Drugi na liście jest Łukasz Kubot – 35, a trzeci Fyrstenberg – 33.
Popularny „Matka” wygrał w sumie 35 meczów, a przegrał 12, w tym w grze podwójnej jest to stosunek 31-10. Występował w barwach narodowych przez 19 sezonów, o trzy więcej od Tadeusza Nowickiego i trzy od Kubota, który w czwartek dołączył do drużyny i wystąpi w sobotnim deblu z Janem Zielińskim. Natomiast po 14 lat gry w Pucharze Davisa mają na koncie Fyrstenberg i Bartłomiej Dąbrowski, lider dwóch pozostałych statystyk najbardziej aktywnych graczy w singlu.
Dąbrowski jest absolutnym polskim rekordzistą, bo rozegrał aż 62 mecze, z których 37 wygrał, a przegrał 25, z czego 47 w singlu, tu bilans wynosi 28-19.
Wymienione rekordy są dość „młode”, bo zostały odnotowane w ciągu ostatnich trzech dekad. Ale warto zwrócić uwagę, że w reprezentacji narodowej regularnie grali najlepsi polscy tenisiści swoich czasów, m.in.: Wiesław Gąsiorek (25-24), Wojciech Fibak (28-12), Wojtek Kowalski (23-15), Jerzy Janowicz (22-10), Tadeusz Nowicki (18-28), Józef Hebda (14-18), Władysław Skonecki (26-20) czy Ignacy Tłoczyński (26-17).
Polska drużyna rozegrała wiele ważnych meczów, często pełnych nieoczekiwanych zwrotów sytuacji, zaskakujących wyników. Nie sposób opisać wszystkie. Obecnym kibicom zapewne utkwił w pamięci pierwszy występ w Grupie Światowej, czyli spotkanie z Argentyną w gdańskiej Ergo Arenie, w marcu 2016 roku. Wówczas kontuzjowanego Jerzego Janowicza zastąpił w składzie debiutujący Hubert Hurkacz, obecnie zawodnik z Top 40 rankingu ATP.
Przegrał on z bardzo doświadczonym Leonardo Mayerem, podobnie jak wcześniej Michał Przysiężny z Guido Pellą. Nadzieje na odwrócenie wyniku dała wygrana debla Kubot-Matkowski, ale w niedzielę Przysiężny nie sprostał Mayerowi i rywale zdobyli dzięki temu zwycięski punkt, awansując do ćwierćfinału. Po tym meczu Międzynarodowa Federacja Tenisowa ukarała jedna gospodarzy za – jak twierdzili w proteście rywale – zbyt szybką nawierzchnię kortu. Oprócz grzywny finansowej i zakazu rozgrywania kilku najbliższych meczów w kraju było też odjęcie aż 2000 punktów w rankingu narodowym ITF, co oznaczało ogromny spadek i obecną żmudną walkę o powrót do elity.
Trudno nie wspomnieć też o spotkaniu, które dało Polakom awans do Grupy Światowej. We wrześniu 2015 wygrali z bardzo mocną ekipą Słowacji 3:2. W Gdyni po pierwszym dniu był remis, bo Przysiężny uległ Martinowi Klizanowi, a Janowicz ograł Norberta Gombosa. Ważny punkt dopisał debel Kubot-Matkowski pokonując Andreja Martina i Igora Zelenaya. W niedzielę nieoczekiwanie rywale wyrównali na 2:2, gdy Janowicz przegrał z Klizanem. Ale zwycięstwo w decydującym pojedynku z Gambosem wywalczył Przysiężny.
Te mecze to współczesne karty historii polskiego tenisa w międzynarodowych rozgrywkach. Kiedyś, kiedy jeszcze nie było zawodowego Touru i telewizyjnych transmisji, mecze Pucharu Davisa miały zupełnie inny charakter, bardziej salonowo-towarzyski. Na korach wypadało się pojawić w eleganckich sukniach i garniturach, wiele osób po prostu chciało się pokazać publicznie przy okazji wydarzenia dla tzw. śmietanki towarzyskiej.
Dzisiaj klimat na trybunach jest inny, bardziej przypomina atmosferą mecze reprezentacji piłkarskich czy siatkarskich. Mocny doping, stroje czy gadżety z akcentami narodowymi, często trąbki, a nawet bębny nadające rytm skandowaniu okrzyków zagrzewających graczy do walki o każdy punkt. W Kalisz Arenie, podobnie jak przed rokiem, tego dodatkowego zawodnika – jak nazywają kibiców tenisiści powołani na mecz – zabraknie ze względu na pandemię.
Ale w tych specyficznych okolicznościach reprezentacja prowadzona przez kapitana Mariusza Fyrstenberga dopisze w Kaliszu swoją historię. Wierzymy, że będziemy dziś i jutro świadkami kolejnego zwycięstwa oraz awansu do przyszłorocznych baraży o miejsce w Grupie Światowej I, stanowiącej bezpośredni zaplecze elity rywalizującej o trofeum w finałowym turnieju w Madrycie.