13 maja doszło do kolejnego incydentu w polskiej przestrzeni powietrznej.
Tym razem miało to miejsce na lotnisku Chopina w Warszawie. Niezidentyfikowany obiekt podleciał do samolotu LOT-u na odległość ok. 30 metrów.
To zdarzenie było tak niebezpieczne, że wystarczył podmuch wiatru, jedna sekunda i zdarzyłaby się ogromna tragedia.
Ok. godz. 16:00 do lądującej maszyny podleciał dron wielkości szybowca.
Samolot embraer leciał z Poznania. Pilot poinformował wieżę, że na wysokości 2000 stóp żółty dron przeleciał 100 stóp (ok. 30 m) od lądującej maszyny. Piloci z innego samolotu z Wrocławia także zauważyli to urządzenie latające.
Po tym incydencie zamknięto przestrzeń powietrzną na około pół godziny.
„13 maja w okolicach godziny 14 piloci dwóch samolotów przy podejściu do lądowania zaobserwowali w odległości kilkudziesięciu metrów od maszyny dużego drona, o czym niezwłocznie poinformowali kontrolerów lotów.
Po wylądowaniu sporządzili raporty, które są w tej chwili przedmiotem wyjaśniania przez Komisję Badania Zdarzeń Lotniczych w PLL LOT” – poinformował nas PLL LOT.
Sprawę wyjaśnia Komisja Badania Zdarzeń Lotniczych w PLL LOT. Obecnie jest poszukiwany właściciel tego drona.