Wypełniając minimum olimpijskie w biegu na 800 metrów Mateusz Borkowski był o włos od awansu do finału rozgrywanych w Budapeszcie lekkoatletycznych mistrzostw świata.
Mateusz Borkowski w półfinałowym biegu długo czaił się za rywalami biegnąc na końcu stawki. Zaatakował na ostatniej prostej i po ambitnym biegu finiszował czwarty z rekordem życiowym 1:44.30, który jest zarazem minimum na igrzyska olimpijskie. Jak się okazało czas 26-latka był ósmym ze wszystkich uzyskanych w półfinałach i jednocześnie pierwszym nie dającym awansu do finału.
– Uzyskałem naprawdę bardzo dobry wynik. Jestem zadowolony z tego biegu. On był bardzo szybko. Biegłem na tyle ile mogłem. Pierwsze 200 metrów w 24 sekundy z groszem to było dla mnie zabójcze tempo. Później miałem się przesuwać, ale udało mi się utrzymać tempo i dobiec na czwartym miejscu. Jest rekord życiowy i minimum olimpijskie. Szkoda tych ułamków sekundy, ale mimo wszystko się cieszę – powiedział zawodnik reprezentacji Polski.
Zawodnik trenera Andrzeja Wołkowyckiego pokazał się na mistrzostwach świata z bardzo dobrej strony. Jego wynik z półfinału to także piąty najlepszy rezultat w historii polskiej lekkoatletyki.
– Z trenerem przygotowaliśmy formę w 100%. Tak samo mentalnie. Do wszystkich startów podszedłem z luzem i pewnością siebie. To dało rekord życiowy – podkreślił.
Drugi z naszych półfinalistów – Filip Ostrowski – również poprawił w Budapeszcie rekord życiowy. Finiszował szósty z czasem 1:45.30.
– To był dobry bieg, ale mam ogromny niedosyt do niego. Zabrakło mi jednej dziesiątej sekundy do wypełnienia minimum na przyszłoroczne mistrzostwa Europy w Rzymie. Było blisko i byłem w stanie tyle urwać. Po eliminacjach miałem jeszcze dużo sił. Poprawiłem rekord życiowy. To był dobry bieg – podsumował Ostrowski.
Krystsina Tsimanouskaya zakończyła indywidualny udział w mistrzostwach świata na półfinale biegu na 200 metrów. Na tym etapie rywalizacji reprezentantka Polski uzyskała czas 23.34, zajmując ósme miejsce w drugiej serii półfinałowej, a z płyty stadionu została zebrana na wózku. Jak przekazał doktor Jarosław Krzywański z zespołu medycznego kadry nasza reprezentantka doznała omdlenia.
Trzykrotnie posłał młot w siatkę Malwina Kopron i finałowy konkurs zakończyła bez mierzonej próby.