Prowadzona przez Janusza Urbanowicza reprezentacja Polski kobiet w rugby 7 w najbliższy weekend powalczy w rozgrywanym w Monako turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Paryżu.
„Biało-Czerwone” znalazły się w gronie dwunastu drużyn, które mają szansę na ostatnie wolne miejsce na igrzyskach.
Do tego, że nasza żeńska reprezentacja pisze historię polskiego rugby zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Złoto mistrzostw Europy, srebro Igrzysk Europejskich, występy w prestiżowym cyklu World Series. Teraz Polki mają szansę na spięcie tego wszystkiego wspaniałą klamrą, bo właśnie dzięki drugiej pozycji podczas IE2023, teraz zagrają w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Monako.
Nasza drużyna, która niedawno w znakomitym stylu wygrała pierwszy z dwóch turniejów mistrzostw Europy w Makarskiej, na Stadionie Louisa II powalczy w gronie dwunastu drużyn o jedną przepustkę na igrzyska. Niestety, w kadrze zabraknie najlepszej zawodniczki turnieju rozgrywanego na Chorwacji Katarzyny Paszczyk. Ta doświadczona rugbystka zgłosiła uraz, a trener Janusz Urbanowicz zdecydował, że zostanie w kraju.
Drużyny zostały podzielone na trzy czterozespołowe grupy. „Biało-Czerwone” w pierwszej fazie zmierzą się z Meksykiem, Czeszkami i Chinkami, które w tym sezonie stały się naszym Nemezis, kilkukrotnie ogrywając nas w cyklu World Rugby Sevens Challenger. To zresztą drużyna z Azji wydaje się głównym faworytem do awansu, jednak ambitnie nastawione Polki chcą im pomieszać szyki.
Pierwszymi rywalkami naszej drużyny będą Czeszki, z którymi Polki zmierzą się w piątek 21 czerwca o godzinie 13:00. Dwa kolejne mecze grupowe zostaną rozegrane w sobotę. Najpierw o 10:00 zagramy z Meksykiem, a potem, jeśli wszystko ułoży się po naszej myśli, w starciu o pierwszą lokatę w grupie zagramy z Chinkami. Do ćwierćfinałów awansują po dwie najlepsze ekipy z każdej z grup, a także dwie drużyny z trzecich miejsc z najlepszym bilansem punktowym.
– Zwycięstwo w Chorwacji dużo nam dało. Mentalnie przełamałyśmy pewne bariery, nie poddałyśmy się, byłyśmy jednością. I bardzo dobrze się tam czułyśmy. To był dobry początek tych ważnych startów – powiedziała przed turniejem w Monako Hanna Maliszewska.
– Bardzo chciałabym, żebyśmy doszły do finału i w końcu pokonały Chinki, które były dla nas do tego momentu nieosiągalne. Wygrały z nami w tym sezonie trzy razy. To jednak rugby 7 – bardzo nieobliczalny sport. Musimy liczyć na odrobinę szczęścia, ale zagramy na pewno najlepsze rugby, jakie potrafimy. Oddamy na boisku całe serce, bo wiemy, o co toczy się walka. No i mam nadzieję, że w końcu to my wygramy – dodała jedna z najbardziej doświadczonych zawodniczek w polskiej kadrze.
I chociaż po wspomnianym turnieju w Makarskiej była zadowolona z tego, jak zagrała nasza drużyna, to zaznacza, że Polki stać na jeszcze więcej. – To nie był nasz szczyt formy. On dopiero przyjdzie, na turniej w Monako i na drugi z turniejów mistrzostw Europy.
Maliszewska przyznała także, że chociaż stawka zawodów w Monako jest wielka, to w zespole nie ma presji, która mogłaby nieco spętać poczynania naszej drużyny. – Na razie nie czujemy żadnej presji, przynajmniej ja. I mam nadzieję, że w dni meczowe nic się nie zmieni.
Popularna „Malina” dodała również, że na szczęście spośród zawodniczek, które trener Urbanowicz zdecydował się zabrać do Monako, udało się zaleczyć wszystkie drobne dolegliwości, z którymi nasze reprezentantki zmagały się niemal od początku sezonu. – Na razie wszystkie dziewczyny czują się dobrze, jakieś niewielkie mikrourazy są, ale walczymy z tym i mam nadzieję, że będzie dobrze. Nie ma żadnych poważnych kontuzji.