PIŁKA NOŻNA

Liga Konferencji UEFA. Legia przegrywa z Lugano. Czy awansuje do 1/8 finału?

UEFA Europa Conference League

Żenujące mecze polskich klubów w Lidze Konferencji za nami.

Ze słabszymi rywalami przegrali: Legia Warszawa 1:2 z Lugano oraz Jagiellonia Białystok 1:2 z Mladą Boleslav.

W łącznej tabeli Ligi Konferencji Legia jest czwarta, a Jagiellonia ósma. Ostatnie spotkania zadecydują o tym, czy awansują bezpośrednio do 1/8 finału.

Legia Warszawa przegrała 1:2 z FC Lugano w domowym meczu 5. kolejki fazy ligowej Ligi Konferencji UEFA. Gola dla Wojskowych strzelił w pierwszej połowie Ryoya Morishita.

Trener Goncalo Feio:

– Nie chcę, żeby wszyscy byli smutni. Jeżeli my jesteśmy załamani, że przegraliśmy w Europie po jedenastu meczach, to już jest okej. Nienawidzę przegrywać, ale naszą drogę trzeba docenić. Głowa do góry. W imieniu swoim, sztabu, drużyny, chciałbym podziękować kibicom. Wsparcie na każdym kroku, także po meczu. Kibice pchali nas do przodu, wierzyli w nas. Dla tej drużyny jest to bardzo istotne. Bardzo dziękuję. Pani Małgosiu Brychczy – wiemy, że Pani nas ogląda. Dzisiaj godnie reprezentowaliśmy Legię – z zaangażowaniem, walką. To było dzisiaj niewystarczające, ale nie można nam odmówić walki. Nie była to kwestia cech wolicjonalnych. Najtrudniej jest być dumnym po takim meczu, ale myślę, że powinniśmy być. Jesteśmy niezadowoleni z porażki, ale doceniam i jestem dumny z drogi, którą przeszliśmy. Pan Lucjan również może być z nas dumny.

– Początek meczu był pod naszą kontrolą. Strzelenie na 1:0 przyszło naturalnie. Któraś z tych kontr zapowiadała gola. Przeciwnik zagrażał nam tylko strzałami z dystansu. Dzięki naszej organizacji w obronie niskiej, w pressingu – który był naszą najlepszą fazą w tym spotkaniu – wydawało mi się, że jesteśmy bliżej bramki na 2:0, niż rywal na 1:1. Później stały fragment, którego wynikiem był stracony gol. Stały fragment to według mnie najprostszy sposób, aby wygrać lub przegrać mecz. Wiele razy nam one pomogły, czasem zaszkodziły. Dzisiaj przegraliśmy przez ten element i jako trener muszę wziąć za to odpowiedzialność. Ze sztabem decydujemy o metodologii pracy nad stałymi fragmentami. Muszę być bardziej odpowiedzialny, bo ostatecznie są zadania, które musimy wykonać.

– W drugiej połowie chcieliśmy lepiej grać piłką, przenieść futbolówkę na połowę przeciwnika. W wielu momentach nam się to udawało. Lugano było zmuszone do bardziej bezpośredniego podejścia, mając szybkich zawodników z przodu. Dobrze broniliśmy się przy kontrach. Rywal musiał wpuścić innego napastnika, Kacpra Przybyłkę, aby grać bezpośrednio. Momentami mieliśmy problem ze zbieraniem drugiej piłki, ale później nasi stoperzy go zdominowali. W drugiej połowie lepiej kontrolowaliśmy futbolówkę. To spotkanie mogło pójść w obie strony. Kolejny stały fragment, bolesny i skuteczny sposób. Na pewno powinniśmy lepiej rozgrywać końcowe minuty przy takim wyniku. Powinniśmy być bardziej bezpośredni. Kończy się to wszystko bolesną porażką w Europie, pierwszymi straconymi bramkami. Jeżeli jesteśmy załamani tym, że na moment obecny zajmujemy trzecie miejsce, po raz pierwszy straciliśmy bramki w fazie ligowej, a dodatkowo przegraliśmy pierwsze spotkanie po jedenastu rywalizacjach bez porażki, to jest nieźle. Porażka boli, ale reakcja może być jedna – praca, aby za tydzień przypieczętować awans z pierwszych ośmiu miejsc. Wszystko jest w naszych nogach, rękach i głowach.

– Nie kryjemy jeden na jednego przy stałych fragmentach. Każdy zawodnik ma swoje zadanie. Są zawodnicy odpowiedzialni za bronienie na krótko, są piłkarze odpowiedzialni bardziej za wyblok, a są ci, którzy mają atakować piłkę i wyczyścić strefę. Jeden z naszych piłkarzy w pierwszej strefie, w pierwszej linii, został wyblokowany. Nie wiem, czy jest to przepis martwy, czy nie, bo w Ekstraklasie też traciliśmy takie bramki. Teoretycznie wybloki są niedozwolone. Ruch przeciwnika spowodował, że pierwszy zawodnik w naszej linii strefy nie mógł atakować piłki. Nasza reakcja powinna być zupełnie inna. Musimy w takich sytuacjach wejść przed rywala, wyprzedzić go. Straciliśmy kluczową pozycję między bramką, a przeciwnikiem. Zawodnik, który strzelił nam pierwszego gola, nie był zbyt wysoki i groźny w tym elemencie. To był błąd pozycyjny, przez reakcję. Drugiej bramki nie widziałem do końca szczegółowo. Doszło do sytuacji, w której piłkarz nie dotykał piłki, mógł mieć bezpośredni wpływ na zachowanie bramkarza i innych graczy z pola, a być może był na pozycji spalonej. Walczyłem ze sztabem o to, aby to zostało sprawdzone. Wynik był negatywny dla nas. Przegraliśmy pierwszą i drugą piłkę, więc mogło to być spowodowane otwarciem przestrzeni w strefie, reakcją na drugą piłkę i na wyblokowanie zawodników za sobą. Nie chce powiedzieć za dużo, bo jeszcze tego nie analizowałem.

– Nie widziałem sytuacji z Radovanem. Myślę, że jest to wynik frustracji po szeregu podjętych decyzji. Ta frustracja udzieliła się kilku piłkarzom. W szatni rozmawialiśmy o tym merytorycznie. Ja jako pierwszy muszę być przykładem. Ja już boleśnie się tego nauczyłem. Dostawałem kary, krytykę i w niczym mi to nie pomogło. W szatni rozmawialiśmy o tym, że będziemy skupić się na tym, na co mamy wpływ. Po dzisiejszym spotkaniu na pewno musimy pracować nad stałymi fragmentami gry. Po reakcji piłkarzy bardzo często widać, czy podejmowane są dobre, czy złe decyzje.

– Najbardziej chcieliśmy wygrać, ale jednym z małych celów było zachowanie czystego konta. To byłoby zadanie niezwykle trudne. Bylibyśmy jedyna taką drużyną w Europie. Wielki szacunek należy się dla mojej drużynie, sztabu, za przygotowanie piłkarzy do kolejnych spotkań. Chcieliśmy to kontynuować, napisać nową historię. W piłce i w życiu jest tak, że droga nie zawsze jest usłana różami. Pojawiają się trudne momenty, których chcielibyśmy unikać. Najważniejsza jest reakcja na to. Jeżeli zanotujemy teraz serię kolejnych czterech meczów bez straty gola, to prawdopodobnie zajdziemy daleko. Droga jest jasna i prosta. Łączymy grę na trzech frontach z najlepszą średnią punktów na mecz. Praca, rozwój i walka – to musimy teraz pokazać.

– Claude jest piłkarzem, który najczęściej występował w grze na dwie szóstki. To nie jest zawodnik pozycyjny, taki jak Oyedele, Augustyniak, czy Celhaka. Patrzymy na niego jako na ósemkę grającą od pola karnego do pola karnego. Gdy Claude występował na pozycji numer sześć, miał koło siebie innych piłkarzy. Grał obok Juergena Elitima, który nieszczęśliwie doznał kontuzji. To miało duży wpływ na całą drużynę i samego Claude’a. Eli był graczem najbardziej współpracującym z Goncalvesem. Musimy rozumieć, jaka jest rola szóstki w różnych momentach. Na chwilę obecną, najczęściej występujemy na jedną pozycyjną szóstkę. Dzisiaj był nią Celhaka, który wykonał kawał dobrej pracy. W okolicy 60. minuty jego intensywność spadła. Daliśmy szansę Sergio. Nominalnie jest on stoperem, ale ma jakość piłkarską, aby radzić sobie na tej pozycji. Claude potrafi pojawić się w strefie finalizacji. On ma parcie na bramkę przeciwnika. Ma dużą intensywność i możliwości gry od pola karnego do pola karnego. Nie chcemy mu tego zabrać. Chcemy, aby pokazał wszystkim, jaki posiada strzał. W tej chwili pozycjonujemy go trochę wyżej. Dzisiaj straciliśmy Bartka Kapustkę, który nie będzie mógł zagrać za tydzień. To kolejne wyzwanie dla nas, ale po to jesteśmy drużyną, żeby poradzić sobie z różnymi wyzwaniami.

– Sergio dodał nam wzrostu na pierwszym słupku. Scenariusz gry był wtedy inny. Lugano nie miało wielu stałych fragmentach. Poprzez pressing i operowanie piłki, to my częściej byliśmy w ataku. Sergio ma dobre atuty piłkarskie. Chcieliśmy wykorzystać szerokość boiska, gdy Lugano było ustawione w obronie niskiej. Dał nam balans jeżeli chodzi o asekurację ofensywną. Dzięki temu zatrzymywaliśmy kontry rywali. Rozmawialiśmy o tym, jak ma się ustawiać do drugich piłek. Nasi stoperzy zdominowali Kacpra Przybyłkę. Wejście Serio wiązała się z wygrywaniem pozycji właśnie o drugie piłki. Zostawaliśmy na pozycji przeciwnika, nie musieliśmy biegać zbędnych 70. metrów.

– Emmanuel Ribeiro pracował z jednym z trenerów szanowanych w Portugalii. Jak oni prowadzili Szachtar, właściciel tego klubu powiedział im jedną rzecz: „grajcie, jak chcecie, ale ja chcę zobaczyć jedną rzecz. Jak włączę telewizję, pojawi się czarno-biały obraz, to chcę wiedzieć, którą drużyną jest Szachtar”. To miało oddziaływać poprzez styl, charakterystykę zachowań, indywidualności w drużynie. Powiem to samo – gdzie byśmy nie zagrali, chcemy wygrywać. Jesteśmy gotowi na wiele scenariuszów. Te 71 bramek zdobytych w tym półroczu padło chyba z każdej możliwej fazy gry. Dla mnie, dla kibiców Legii, powinno być ważne zobaczyć DNA, styl, charakter i powtarzalność w grze drużyny, która wychodzi na boisku. To osiągnęliśmy w ostatnich miesiącach. Zachowując charakterystyki indywidualne, nawet dokonując zmian w składzie, styl drużyny nie traci, tak samo jak powtarzalność zachowań. To duże wyróżnienie dla mnie i dla sztabu. Mamy bazę rzeczy, na których możemy pracować. Nie wychodzę na mecz z myślą o remisie. Legia chce wygrywać. Chcieliśmy wygrać dla siebie, kibiców, rodziny Pana Lucjana. Pani Małgosia wiem, że kibicowała nam z domu. Dzisiaj się nie udało, ale za tydzień znowu będziemy chcieli wygrać. Dzisiaj graliśmy z liderem ligi szwajcarskiej i zespołem, który ma bardzo dużo jakości. Lugano zostawiło na boisku sporo zdrowia. Po ich radości i świętowaniu mamy odpowiedź na to, jak trudno jest wygrać z Legią w tej chwili.

– Poziom zmęczenia jest żaden. My odpoczywamy, kiedy robota jest zrobiona, a na chwilę obecną nie jest. Jesteśmy szczęściarzami, że mamy taka pracą. Każdy z nas wiele pracował, aby reprezentować taką drużynę. Gra co trzy dni dla Legii to zaszczyt, który spotyka wyjątkowych ludzi. Po to trenujemy i po to walczymy. Jak zrobimy swoją robotę, to będziemy odpoczywać.

– Jedyna rzecz, która mnie martwi jako trenera Legii, to taka, że przytyłem. To mnie trochę martwi. Jeżeli musiałbym wybrać jedno słodkie danie z polskiej kuchni, to na pewno postawiłbym na sernik. Tak się składa, że w rodzinie mojej narzeczonej, Kamili, jest osoba – Marta – która robi to ciasto fenomenalnie. Myślę, że znowu będę miał szansę go spróbować.

– Jestem zadowolony z tej rundy, że jesteśmy dalej we wszystkich rozgrywkach. Dalej walczymy o Puchar Polski, o wygranie ekstraklasy i jesteśmy w europejskich pucharach. Z punku widzenia celów wynikowych, wszystko idzie w dobrym kierunku. Owszem mogło być lepiej, ale żyjemy i walczymy o wszystko. Z tego jestem bardzo zadowolony. Tak jak z rozwoju piłkarzy, procedur, protokołu pracy w sztabie. Rozwijamy się na wielu polach. Jesteśmy lepsi w zarządzaniu różnymi sytuacjami. Jestem umiarkowanie zadowolony z liczby wychowanków, którzy zadebiutowali, ale mniej z liczby minut, które wywalczyli na boisku. Mówię wywalczyli, bo to jest Legia i młody nie może grać tylko dlatego, że jest młody. Chcę im pomóc i zrobię wszystko, żeby mogli dać z siebie maksimum możliwości. To jest moja misja jako trener, który był w Akademii i nigdy o tym nie zapomni. Jestem bardzo zadowolony ze współpracy z dyrektorem Markiem Śledziem i Akademią, z tego jaki jest ułożony plan ścieżki rozwoju, kariery młodych zawodników, relacji, jakie mam w klubie, z pracownikami, wsparcia, które dostaję od nich. Mniej radości daje mi liczba straconych bramek w lidze, sposób jak zarządzamy czasami meczami. Drużyny mistrzowskie muszą lepiej zarządzać meczami w trudnych momentach. Mieliśmy słabsze wyniki z drużynami z czołówką tabeli, w starciach bezpośrednich. Mniej zadowolony jestem z niektórych swoich zachowań. Uważam, że muszę być lepszy i chcę być lepszy.

– Dzisiaj w ciągu dnia spędziłem godzinę z Josue. Zakwaterował się z córką w tym samym hotelu co my. Spotkaliśmy się w kawiarni. Rozmawialiśmy o wielu tematach. Widziałem go szczęśliwego. Cieszył się, że mógł wrócić, spędzić czas z naszymi kibicami, a także oglądać Legię, która jest w jego sercu. Zamienił kilka słów z kolegami z drużyny. Powiedział mi, że momentami nie jest mu łatwo, ale najważniejsze jest to, że widziałem człowieka szczęśliwego. Niestety nie mógł cieszyć się ze zwycięstwa tak jak my wszyscy.

– Nie ma co ukrywać, że mieliśmy na ławce więcej zawodników do scenariuszy defensywnych i gry z kontry. Stąd moje decyzje. Prócz wspomnianego wyżej Jurgena Celhaki, zmęczenie było widoczne u Kacpra Chodyny. To był moment, w którym przegrywaliśmy. Chciałem zwiększyć naszą obecność w polu karnym rywali. Wpuściłem Tomasa Pekharta, który jest mocny w strefie finalizacji i przy dośrodkowaniach. Tomas strzelił przecież bardzo ważną bramkę w wyjazdowym meczu z Broendby. Obniżyłem pozycję Gualowi, dzięki czemu, przy transporcie piłki do pola karnego, w szesnastce rywali mielibyśmy dwóch napastników. Chciałem postawić Ryoyę Morishitę na prawa stronę, aby grał swoją wiodącą nogą i wchodził w pojedynki. To są zmiany, które robiłem. W tym momencie graliśmy atakiem pozycyjnym. Jeżeli chodzi o ten element gry, akcje pozycyjne, na ławce nie miałem innych graczy o tej specyfice. Po drugie – pozostali gracze obecni na boisku nie obniżyli swojej intensywności. Wierzyłem, że będą w stanie konstruować akcję pozwalające nam zmienić ten wynik. Przy innych scenariuszach zdecydowałbym się na inne zmiany. Na pewno byliśmy gotowi na kończenie meczu wysokim składem, z nawet pięcioma stoperami, aby zamykać nasze pole karne i stałe fragmenty. Był Claude Goncalves z punktu widzenia gry od pola karnego do pola karnego. Mogłem przesunąć Pawła Wszołka wyżej, ale też wpuścić napastników dobrze czujących się w zdobywaniu przestrzeni – Migouela Alfarelę i Jordana Majchrzaka. Był jeszcze Mateusz Szczepaniak, który mógł wejść na bok. Mecz potrzebował innej charakterystyki. Skorzystałem z tej, którą miałem. Jako trener musisz ufać ludziom, którym masz. Możesz robić wszystko, ale jeżeli piłkarze nie idą za tobą, nie będziesz miał wyników. Jestem trenerem, który do tej pory – odpukać – ma wynik. Dzieje się tak tylko dlatego, że pracowałem z wspaniałymi piłkarzami. Będę im ufał, wspierał, aby byli najlepszą wersją samych siebie. Jestem od nich zależny i chcę, aby każdy z nich był szczęśliwy.

– Wiele strzałów Lugano było z dalekich pozycji. Często te uderzenia były tak naprawdę oddaniem nam piłki. Nasze umiejętności są poddawane próbom. Graliśmy z przeciwnikiem, który szczególnie w pierwszej połowie atakował nas bardzo agresywnie. Zabierali nam przestrzeń. W drugiej połowie rywal robił to w strefie niskiej. Lugano grało w zdecydowanym kontakcie, nie pozwalali nam na zbyt dużo. To są spotkania, w których piłkarze się rozwijają. Na pewno moglibyśmy robić wiele rzeczy lepiej, głównie tych dotyczących konkretnych struktur. Inne są związane z podejmowaniem konkretnych decyzji. Często grając z takim rywalem musisz szybciej podejmować decyzję. Często dostawaliśmy piłkę w pozycji zamkniętej, w której możesz grać tylko do tyłu. Czasami nasze zagrożenie jeśli chodzi o koordynację przestrzeni przez linię i za linią, mogło być lepsze. Możemy nad tym pracować i rozwijać. To robimy cały czas. Dlaczego graliśmy na poziomie 80% celności podań? To jest Europa i poziom przeciwnika jest wyższy. Rywal, prócz jakości z piłką przy nodze, pokazał odpowiednio tempo i agresję bez futbolówki. To zmniejszało nam czas na podjęcie decyzji. Na tym polegają poziomy piłkarskie.

Legia Warszawa – FC Lugano 1:2 (1:1)

Bramki: Morishita (11’) – Bottani (40’), Hajdari (74’)

Legia Warszawa: Kobylak – Wszołek, Pankov, Kapuadi, Kun – Kapustka, Celhaka (Barcia 71’), Morishita – Chodyna (Pekhart 81’), Gual, Luquinhas

Rezerwowi: Mendes, Banasik, Barcia, Pekhart, Alfarela, Goncalves, Jędrzejczyk, Majchrzak, Szczepaniak, Ziółkowski

FC Lugano: Saipi – Zanotti, Papadopoulos, Hajdari, Valenzuela – Grgić, Belhdaj (Doumbia 77’) – Steffen, Bislimi (Mai 80’), Mahmoud (Przybyłko 65’) – Bottani (Cimignani 77’)

Rezerwowi: Brault-Guillard, Cimignani, Dos Santos, Doumbia, El Wafi, Mai, Marques, Ndiaye, Osigwe, Przybyłko

Żółte kartki: Wszołek (28’), Kapustka (84’), Pankov (91’, 92’), Gual (92’), Luquinhas (94’) – Bislimi (23’), Zanotti (94’)

Czerwona kartka (za dwie żółte): Pankov (92’)

Pokaż więcej

redakcja

Kronika24.pl - TYLKO najważniejsze informacje z Polski i ze świata!

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button