Grzegorz Braun z Konfederacji porównał procedurę in vitro do Auschwitz.
„Jak jest ekspertyza, dane i liczby, ile tego, co nazywamy małym człowiekiem, a Wy nazywacie embrionem lub zlepkiem komórek, ile tego jest na składzie w tych termosach w Białymstoku? Chciałbym wiedzieć jakie są statystyki, ile zarodków idzie do zlewu, a ile zostaje po selekcji. Widziałem tę selekcję dokonywaną na moich oczach, nie na rampie oświęcimskiej, a na szkiełku laboratoryjnym u zootechników z piekła rodem. Widziałem te baniaki z ciekłym azotem, gdzie trzyma się to co zostanie z tej selekcji. I jakie procedury pan minister jakie przewiduje, po ilu latach będzie się to kasować?” – powiedział ten polityk w Sejmie.
– Ile zostaje w termosach, w baniakach, u różnych profesorów, doktorów, zootechników z piekła rodem, którzy żerują na ludzkiej bezradności, ludzkiej tęsknocie za potomstwem. Ile tego jest? – pytał Braun.
„Szanowni Państwo, pozwolicie, że nie podziękuję za tę wypowiedź. Po pierwsze panie pośle, mieszkam 18 km od Oświęcimia i bardzo proszę ważyć słowa. Po drugie, przepraszam w imieniu swoim i myślę, że także większej części tej izby, za wszystkie wypowiedzi, które mogły urazić zarówno rodziców jak i dzieci. Bardzo przepraszam” – powiedziała wicemarszałek Dorota Niedziela.
Te bulwersujące słowa posła Konfederacji usłyszeliśmy podczas debaty nad projektem o finansowaniu in vitro. Swoją dywagację rozpoczął od słów: „Szczęść Boże małym i dużym, tym którzy mogą zabierać głos i tym, którzy nie mogą”.