Miało być 500 metrów, a jest aż 700!
PiS w Sejmie przyjął ustawę wiatrakową z nowym limitem odległości.
Solidarna Polska chciała 1000 metrów odległości turbin od zabudowań mieszkalnych.
Wcześniej (od początku swoich rządów) PiS zablokował rozwój energii z wiatru na lądzie.
Energia ta jest tania i czysta.
700 metrów z odręczną poprawką (pisaną na kolanie) zgłosił poseł PiS Marek Suski.
Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) podaje:
„Aż 84% MPZP dopuszczających lokalizację elektrowni wiatrowych może trafić do kosza przez zmianę odległości na 700 metrów – wynika z analizy Urban Consulting. W czterech województwach do kosza trafią wszystkie przygotowane plany – to mazowieckie, kujawsko-pomorskie, śląskie i małopolskie. To potwierdza, że procedowane zmiany tylko fikcyjnie mają odblokować energetykę wiatrową na lądzie. Ustawa bez 500 metrów to bubel prawny, a wyniki analizy tylko potwierdzają szkodliwa jest zaproponowana poprawka.
Przyjmując poprawkę zmieniająca odległość minimalną wiatraka od zabudowań 500 na 700 metrów, politycy zdecydują o wyrzuceniu do kosza 84% z obowiązujących planów miejscowych. W skali wybranych województw oznacza to nawet 100%. Zamiast planować tam gdzie to już wcześniej było zaplanowane, będziemy planować obok, na nowo, a to zajmie kolejne lata – wynika z analizy Urban Consulting.
W wyniku uchwalonej w 2016 roku tzw. ustawy odległościowej wszystkie miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego przewidujące możliwość lokalizacji elektrowni wiatrowych stały się niemożliwe do wykorzystania. Odblokowanie przynajmniej części z nich to szansa na skrócenie procesu inwestycyjnego o minimum 2-3 lata.
Stopień odblokowania zależy od jednego parametru – minimalnej odległości pomiędzy zabudową mieszkalną a elektrownią wiatrową. Tutaj metry mają bardzo duże znaczenie, bo duża część planów była sporządzana z uwzględnieniem minimalnej odległości 500 m, która przed 2016 rokiem nie była prawem, ale dobrą praktyką. Ale nie tylko czas tu jest ważny. Te obszary, objęte dzisiaj ustaleniami planów miejscowych dopuszczającymi lokalizację elektrowni wiatrowych to obszary przebadane środowiskowo, z podpisanymi umowami dzierżaw i z uzyskaną akceptacją społeczną. To tereny, na których przez ostatnie lata nie planowano nowej zabudowy mieszkaniowej, bo obowiązywały na nich restrykcje wprowadzone ustawą odległościową – czytamy w analizie.
– Przyjęcie poprawki o zmianie odległości minimalnej od wiatraków z 500 na 700 metrów to dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie. Tylko szeroko konsultowane i zaakceptowane przez stronę rządową i samorządową 500 metrów gwarantowało nowe megawaty wiatru już w ciągu 2 lat, a w kolejnych latach nawet do 22 GW – mówi Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Utrzymanie odległości minimalnej 700 metrów oznaczać będzie, że do 2030 r. powstaną co najwyżej 4 gigawaty nowych mocy wiatrowych. Dla porównania, utrzymanie pierwotnie proponowanej przez rząd odległości 500 m oznaczałoby szansę na budowę w tym czasie ponad 10 GW nowych wiatraków na lądzie, czyli więcej niż podwojenie obecnych polskich mocy tego typu – wynika z analizy Ember.”
„Referenda nie pomogą wiatrakom – to fikcja
Rządzący najpierw rozgromili ustawę wiatrakową zmieniając w ostatniej chwili odległość minimalną z 500 na 700 metrów. Teraz pojawił się pomysł referendum dla gmin, które są chętne, aby wiatraki stawały bliżej, między 500 a 700 metrów od zabudowań. To fikcja – grzmią eksperci – referenda są nieopłacalne i nieefektywne. To cios w najbiedniejsze gminy, których na referendum po prostu nie stać. Poza kwestią budżetową jest jeszcze ich zasadność. W ostatnich latach tylko 17% przeprowadzonych w Polsce gminnych referendów było ważnych. Wprowadzenie tego rozwiązania to dalsze niweczenie szansy na odblokowanie rozwoju lądowej energetyki wiatrowej w Polsce.
Fakultatywne referenda będą tylko fikcyjną próbą naprawiania wyrządzonych przez poprawkę 700 metrów szkód. Ich organizacja wymaga wiele wysiłku i kosztów, które pokrywa się z budżetu jednostki samorządu terytorialnego. Stracą na tym najbiedniejsze gminy, które czekają na nowe inwestycje wiatrakowe w okolicy, ale nie będziecie ich na to po prostu na to stać, a miliony złotych z tytułu podatków pozostaną tylko w sferze marzeń.
To także jawna dyskryminacja – w Polsce dla żadnych innych inwestycji, zarówno z zakresu odnawialnych źródeł energii, jak inwestycji liniowych (np. autostrady, linie elektroenergetyczne wysokiego napięcia, ropociągi, linie kolejowe), w zakresie elektrowni jądrowej, Centralnego Portu Komunikacyjnego, czy też znacząco oddziałujących spalarni śmieci, nie wymaga się przeprowadzania referendum lokalnego. Ponadto wiatraki muszą i tak znaleźć się w planie zagospodarowania przestrzennego, czyli dokumencie szeroko konsultowanym w każdej gminie.”
„Projekty ustaw wiatrakowych, w tym rządowy miał zliberalizować tzw. zasadę 10 H
Energia z wiatru jest dziś 5 razy tańsza od energii ze źródeł konwencjonalnych, a nowe inwestycje w farmy wiatrowe na lądzie to więcej zielonej i taniej energii i niższe rachunki za prąd.
Decyzja o możliwości lokalizowania nowych lądowych elektrowni wiatrowych oraz o odblokowaniu możliwości rozwoju budownictwa mieszkalnego w sąsiedztwie tych elektrowni, będzie zależała od gmin. Zmiany w ustawie 10 H są jednym z 37 kamieni milowych, które Polska ma zrealizować, aby spełnić wymogi wynikające z Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności, by uruchomić środki z Krajowego Planu Odbudowy.
Nowa ustawa zakłada, że to gminy i lokalna społeczność będą decydować, poprzez Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego, czy na jej terenie powstaną farmy wiatrowe. Ponadto, nowe regulacje mają też zapewnić właściwy poziom kontroli nad tym procesem przez władze gminne i społeczność lokalną, a także odpowiedni poziom bezpieczeństwa eksploatacji elektrowni wiatrowych przy pełnej informacji o planowanej inwestycji dla mieszkańców gmin, w których lokalizowane będą instalacje wiatrowe.
Zmiana polegała m.in. na dodaniu nowego art. 6h, który zakłada przeznaczenie przez inwestora realizującego inwestycję polegającą na budowie elektrowni wiatrowej co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej stanowiącej przedmiot tej inwestycji do objęcia przez mieszkańców gminy, aby mogli oni uzyskać status prosumenta wirtualnego. Podkreślono, że dzięki proponowanym zmianom każdy mieszkaniec, będący odbiorcą końcowym w gospodarstwie domowym, w gminie, na terenie, której jest planowana budowa elektrowni wiatrowej, będzie mógł, na zasadzie dobrowolności, przystąpić do zawarcia z inwestorem umowy, aby na jej podstawie zostać prosumentem wirtualnym.”
Ustawa wiatrakowa będzie skierowana do Senatu.
Każdy, kto popiera zmniejszenie odległości wiatraków od budynków mieszkalnych, powinien później obligatoryjnie mieszkać przynajmniej przez pół roku pod tym buczącym na wietrze wynalazku – może wtedy by coś by do nich dotarło.
Mam trochę ponad 1 km od wiatraków i mnie wkurza ten dźwięk.