INNEREPREZENTACJA

Finał Rugby Sevens Challenger. Polki powalczą o piąte miejsce

Kraków

Reprezentacja Polski w pierwszym dniu turnieju World Rugby Sevens Challenger w Krakowie nie zdołała awansować do półfinałów.

Polki uległy m.in. faworyzowanej drużynie RPA i w sobotę będą walczyć o piąte miejsce. Pierwszymi rywalkami Polek będą Kolumbijki. Na kibiców czekają również półfinały i walka o zwycięstwo w całej imprezie, w rywalizacji mężczyzn i kobiet.

Trudny rywal na początek

W pierwszym dniu turnieju World Rugby Sevens Challenger byliśmy świadkami rywalizacji w grupach. Stadion Miejski im. Henryka Reymana w Krakowie po raz kolejny gościł czołowych rugbystów świata, toteż emocji nie brakowało już od pierwszego spotkania. Kibice, którzy zasiedli na trybunach, przybyli przede wszystkim obejrzeć prowadzoną przez Janusza Urbanowicza reprezentację Polski. „Biało-Czerwone” po dwóch turniejach w Kapsztadzie były w trudnej sytuacji i awans do zmagań w Los Angeles był raczej poza zasięgiem, ale jak zgodnie podkreślały, motywacji do walki przed własną publicznością im nie brakowało.

Na początek rywalizacji Polki mierzyły się z zawodniczkami z RPA, które w klasyfikacji generalnej ustępowały tylko liderującym Kenijkom i były jednymi z głównych faworytek do wygrania całego cyklu. Przyjezdne zaczęły zresztą to spotkanie od mocnego uderzenia i dwóch szybkich przyłożeń, po których objęły prowadzenie 14:0. To jednak nie podcięło skrzydeł naszej drużyny, która ruszyła do odrabiania strat. Już w piątej minucie Oliwia Krysiak wykończyła składną akcję całego zespołu, a chwilę później Anna Klichowska w swoim stylu rozerwała szyki obronne i po raz drugi wpadła z piłką na pole punktowe rywalek. Do przerwy przegrywaliśmy tylko 10:14.

Jednak po zmianie stron znów ekipa z RPA zaatakowała i grając w przewadze, po żółtej kartce Hanny Maliszewskiej, Maria Tshiremba zdobyła dwa przyłożenia. Ekipie z Południowej Afryki nie udało się podwyższyć, ale i tak ich przewaga wzrosła. Polki próbowały, ale trudno im było przedostać się pod pole punktowe rywalek. RPA tuż przed końcem spotkania dorzuciło kolejne przyłożenie, autorstwa Patience Mokone i ostatecznie wygrały 29:10.

– Ten mecz nie poszedł po naszej myśli. Wiadomo, chciałyśmy wygrać, ale taki jest sport. Wyciągamy z tego wnioski, postaramy się poprawić, bo mecz z Argentyną jest dla nas bardzo ważny. Chcemy zwyciężyć i zapewnić sobie awans do półfinału – bojowo zapewniała Hanna Maliszewska. Wtórowała jej Julia Druzgała, która podkreślała, że bardzo dobrze czuje się w Krakowie i przed własną publicznością nie brak motywacji do walki.

Dobre złego początki

W swoim drugim występie reprezentacja Polski musiała stawić czoła Argentynkom, które w pierwszym spotkaniu dość wyraźnie pokonały Czeszki 31:7. Ekipa z Ameryki Południowej w Krakowie zameldowała się w znakomitych nastrojach i od hotelu do stadionu kroczyła w rytm latynoskich hitów. W meczu z Czeszkami zaprezentowała sporo tego luzu także na murawie, czego obawiali się także fani „Biało-Czerwonych”, bo Argentynki to jeden z najbardziej widowiskowo grających zespołów w całym challengerze.

Początek spotkania jednak był bardziej udany w wykonaniu Polek i to one włączyły swoją playlistę. Najpierw, po kilkudziesięciometrowym sprincie na pole punktowe wpadła Oliwia Strugińska, a chwilę później ta sztuka udała się Marcie Morus. Julia Druzgała raz udanie podwyższyła i „Biało-Czerwone” wyszły na prowadzenie 12:0. Potem niestety oglądaliśmy już tylko popisy w rytmie tanga.

Jeszcze przed przerwą Marianela Escalante zaliczyła pierwsze przyłożenie dla naszych rywalek. Po zmianie stron Argentynki jeszcze trzykrotnie meldowały się w naszym polu punktowym i ostatecznie wygrały ten mecz 24:12, pieczętując awans do półfinału, a tym samym zapewniając sobie bilety do Los Angeles.

– Jestem dumna z dziewczyn, bo wiem, że każda z nas walczyła, niezależnie od tego, czy miałyśmy szansę awansu do turnieju w Los Angeles, czy nie. Zawsze staramy się wyjść na mecz i zagrać jak najlepsze rugby, bo tylko takie podejście pozwala się rozwijać – mówiła po meczu Natalia Pamięta. Pytana o to, co stało się w drugiej części gry, że rywalki nam odskoczyły, przyznała, że Polki zaczęły ryzykować w ofensywie, co przełożyło się na niepotrzebne błędy. – Musimy nauczyć się ryzyka, gry na kontakcie, bo te najlepsze zespoły właśnie tak osiągają przewagę – dodała.

Zażarta walka z Czeszkami

Na zakończenie piątkowych zmagań Polki czekał mecz z dobrze znanymi Czeszkami, które podobnie jak nasz zespół miały za sobą dwie porażki. Zespół naszych południowych sąsiadek zaczął od bardzo mocnego uderzenia, bo już w pierwszej akcji, po rozpoczęciu, minęły naszą obronę i zdobyły błyskawiczne przyłożenie. „Biało-Czerwone” odpowiedziały jednak równie szybko, po wspaniałym rajdzie i przyłożeniu Anny Klichowskiej.

Czeszki nie zdążyły się otrząsnąć, a już po raz kolejny mogły tylko przyglądać się świetnej akcji Polek, tym razem w wykonaniu Marty Morus. Nasz zespół wyszedł na prowadzenie 10:5. Z którego jednak nie mogliśmy się zbyt długo cieszyć, bowiem po biegu przez kilkadziesiąt metrów Kristyny Rigertovej Czeszki zaliczyły drugie przyłożenie. Nasza drużyna nie powiedziała jednak w tej części gry ostatniego słowa i tuż przed końcem pierwszych siedmiu minut na polu punktowym zameldowała się Julia Druzgała, dzięki czemu do przerwy Polki prowadziły 15:10.

Druga połowa znów zaczęła się lepiej dla Czeszek. Po siedmiopunktowej akcji wyszły na prowadzenie 17:15. Niestety trzy minuty przed końcem meczu znów to nasze rywalki wpadły z piłką w pole punktowe, powiększając swoje prowadzenie do siedmiu „oczek”. Końcówka spotkania, toczona w deszczu, przebiegała pod dyktando Polek, ale nasza drużyna nie zdołała już przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę i ostatecznie przegrała 15:22.

W sobotę nasz zespół czeka walka o piątą lokatę. Rywalkami „Biało-Czerwonych” będzie Kolumbia, a to spotkanie rozpocznie się o 11:44. Kibice będą także świadkami walki o zwycięstwo w rywalizacji kobiet i mężczyzn. Wśród pań w półfinałach spotkają się Tajlandia i Argentyna oraz Kenia i RPA, natomiast u panów półfinałowe pary stworzą Niemcy i Portugalia oraz drużyna Samoa, która zmierzy się z Kanadyjczykami.

W klasyfikacji mężczyzn bilety do Los Angeles mają już Niemcy, Portugalczycy oraz Kanadyjczycy. Samoa i Chile stoczą w sobotę korespondencyjny pojedynek o ostatnie wolne miejsce. Podobnie sprawa wygląda wśród kobiet. RPA, Argentyna i Kenia mogą już sposobić się do wyprawy do Stanów Zjednoczonych. Blisko tego są Kolumbijki, ale zawodniczki z Ameryki Południowej mogą jeszcze zostać wyprzedzone przez rewelację turnieju w Krakowie – Tajlandię.

Pokaż więcej

redakcja

Kronika24.pl - TYLKO najważniejsze informacje z Polski i ze świata!

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button