Trzeci dzień i trzeci medal polskich łyżwiarzy szybkich na mistrzostwach Europy w Heerenveen!
Biało-czerwoni zakończyli europejski czempionat brązowym medalem Marka Kani na dystansie 500 metrów. – Spełniłem swoje kolejne sportowe marzenie, to fantastyczna sprawa – cieszył się 24-letni reprezentant Polski.
Kania wraca do Polski z dwoma medalami, bo w sobotę, razem z Piotrem Michalskim i Damianem Żurkiem został mistrzem Europy w drużynowym sprincie. Dorobek medalowy polskiej ekipy uzupełniły Andżelika Wójcik, Iga Wojtasik i Karolina Bosiek, które w drużynowym sprincie wywalczyły srebrny medal.
– Nie lubię pompować balonika, bo później mogę się potknąć i nic nie wyjdzie z zapowiedzi, ale rzeczywiście czułem, że jestem w bardzo dobrej formie i na pewno trafiłem z dyspozycją. Od samego początku zawodów czułem, że trafiłem z formą i wystarczy tylko pokazać, na co mnie stać. Indywidualny medal na mistrzowskiej imprezie zawsze był moim marzeniem, a więc spełniłem je. Dwa lata temu spełniłem marzenie o starcie na igrzyskach, teraz o indywidualnym medalu imprezy mistrzowskiej, więc co teraz? Chyba medal mistrzostw świata – mówił Kania, który jechał w ostatniej parze rywalizacji na 500 metrów, spychając z podium reprezentanta gospodarzy Stefana Westenbroeka.
Blisko podium, bo na piątym miejscu, był Piotr Michalski, a dwie pozycje niżej uplasował się Damian Żurek. To najlepiej pokazuje, że polscy sprinterzy są absolutnie w europejskiej czołówce.
– Fajnie, że dziś mam kolejne potwierdzenie tego, że moje poczucie dobrych biegów rzeczywiście wraca. Nie mogłem być pewny tego, bo naprawdę bardzo dużo zmieniłem w sprzęcie, ale mam dwadzieścia lat doświadczenia i właściwie z dnia na dzień poczułem różnicę. Dziś bieg wyszedł bardzo dobrze, nie mogę mieć do siebie żadnych pretensji, bo to najlepszy bieg w tym sezonie. Jedyne co, to, że na pierwszym łuku miałem dość mocne zawahanie, bo pewnie byłbym gdzieś koło Marka. Trzeba być jednak optymistą i cieszę się, że się nie przewróciłem. To było naprawdę mocne zawahanie, bo choć na starcie jedzie się w wielkim amoku to słyszałem pogłos publiczności, że się nie przewróciłem – mówił Michalski.
– Wyjeżdżam z Heerenveen zadowolony, cieszę się, że udało się razem z chłopakami zdobyć mistrzostwo Europy w drużynowym sprincie. A to, że Marek wywalczył medal i zaprezentował się tak dobrze pokazuje, że nasza grupa idzie do przodu, bo Piotrek też dzisiaj pojechał bardzo dobrze. Ja z lekkimi błędami, ale to jest sprint, tak bywa. Naszą główną docelową imprezą są mistrzostwa świata i to jest w tym sezonie najważniejsze – dodał Żurek.
Co ciekawe, jeszcze całkiem niedawno Kania porzucił uprawianie łyżwiarstwa szybkiego i zajął się wrotkarstwem. Dał się jednak namówić do powrotu, co, jak dzisiaj podkreśla, było doskonałą decyzją.
– Nie byłem w stanie po prostu przewidzieć, jak to się potoczy. Od wielu lat nie poprawiałem się na łyżwach i dlatego chciałem je porzucić. Gdy wróciłem do panczenów nagle zaczęło iść coraz lepiej i jak widać cały czas idę do przodu. Gdybym nie wrócił do łyżew, a kiedyś ktoś powiedziałby mi, z jakich osiągnięć zrezygnowałem, to bym sobie mocno pluł w brodę – mówił Kania w Heerenveen i dziękował za wsparcie 9. Brygadzie Kawalerii Pancernej z Braniewa, w której od maja służy. – Bardzo dziękuję im za wsparcie, bo dzięki temu z czystą głową mogę skupić się na trenowaniu, a głowa na tym poziomie jest kluczowa. Jestem niezmiernie wdzięczny – podkreślał.
– Marek potwierdził swoją klasę i mogę powiedzieć, że jest z niego kawał zawodnika, nie tylko wzrostem, ale także wynikami, które osiąga – dodał Michalski, który dwa lata temu na mistrzostwach Europy, również w Heerenveen, zdobył złoty medal na dystansie 500 metrów.
Z dobrej strony ostatniego dnia pokazały się też reprezentantki Polski na dystansie 1000 metrów – Karolina Bosiek, była piąta, Iga Wojtasik dziesiąta, a Natalia Jabrzyk uplasowała się na czternastej pozycji.
– Czas może nie jest dla mnie zadowalający, ale jak na ten ciężki dzień to piąte miejsce na pewno jest zadowalające – powiedziała Bosiek.
– Cieszę się z tego tysiąca, choć kosztował mnie bardzo dużo sił. Nie spodziewałam się, że zrobię tutaj życiówkę, bo wczoraj przejechałam pięćset i tysiąc pięćset metrów, więc byłam mocno zmęczona. Ale udało się, mam dziesiąte miejsce w Europie. Na pewno zapamiętam tę imprezę, bo to moje pierwsze mistrzostwa Europy na dystansach, a wracam z nich z krążkiem i dwoma rekordami życiowymi – dodała Wojtasik.
Bosiek i Jabrzyk, wraz z Magdaleną Czyszczoń, godzinę wcześniej wzięły udział w biegu drużynowym. Niestety, Polki uplasowały się na piątej pozycji, choć do drugich w klasyfikacji Niemek straciły zaledwie sześć dziesiątych sekundy.
– W drużynie na pewno mogłyśmy być dzisiaj wyżej, a zabrakło bardzo niewiele. Niestety, ten bieg nie ułożył się tak, jak powinien, nie byłyśmy jednością. Trzeba obejrzeć te błędy i rozwiązać je na następnym biegu – mówiła Bosiek.
– Zadecydowały szczegóły, wszystkie drużyny były bardzo dobrze przygotowane i widać było, że wszyscy bardzo starali się, by utrzymać w tych drużynach wysoką dyspozycję. Troszkę zabrakło nam zgrania i to zdecydowało. Nie czuję się zbyt dobrze, mam problemy z kaszlem, który mnie dusi. Cieszę się, że się nie poddałam, bo biłam się z myślami po biegu drużynowym, czy nie wycofać się z rywalizacji na tysiąc metrów – komentowała Jabrzyk.
W niedzielę biało-czerwoni rywalizowali także w biegach ze startu masowego oraz na 1500 metrów mężczyzn. W biegach ze startu masowego Polacy byli bardzo aktywni i widoczni – u panów Artur Janicki z pięcioma punktami uplasował się na szóstej pozycji, trzy punkty dały dziewiątą lokatę Dawidowi Burzykowskiemu, tę samą lokatę z jednym punktem w biegu kobiet wywalczyła Magdalena Czyszczoń, a pietnasta była Olga Piotrowska. Najgorzej w niedzielę reprezentantom Polski poszło na dystansie 1500 metrów mężczyzn – Szymon Wojtakowski, choć pobił swój rekord życiowy, był osiemnasty, a Marcin Bachanek dwudziesty.
W poniedziałek Polacy wracają do kraju, ale tylko na kilka dni. Już 12 stycznia wylecą bowiem na ponad miesiąc do Ameryki Północnej, gdzie odbędą się zawody Pucharu Świata w amerykańskim Salt Lake City oraz kanadyjskim Quebec, a także mistrzostwa świata na dystansach w kanadyjskim Calgary.