Die Antwoord to południowoafrykańskie duo założone w Kapsztadzie przez Watkina Tudora Jonesa znanego bardziej jako Ninja.
Do składu dołączyła Yolandi Visser (Anri du Toit) i DJ Hi-Tek. Grupa zdobyła sławę dzięki internetowi udostępniając swój pierwszy album w sieci oraz śmiesznym i kontrowersyjnym teledyskom. Jak można było przejść obojętnie obok zespołu, którego frontman mówi w afrikaans z wielką powagą, że „reprezentuje południowoafrykańską kulturę”, dziwnie jak na tamte czasy wyglądająco dziewczę wije się kusząco śpiewając dziecięcym głosikiem.
Niestety kontrowersje nie pozostały jedynie na ekranie, a przeniosły się również do życia prywatnego tej trochę diabolicznej, ale i sympatycznej pary. Ich przybrany syn oskarżył ich o złe traktowanie i molestowanie czemu zespół do dziś zaprzecza. Sympatie i miłości do zespołu po tych niepotwierdzonych doniesieniach nieco osłabły, ale Ninja i Yolandi wciąż mają wielu oddanych fanów. Należało spodziewać się, że koncert w krakowskiej Arenie będzie hitem. Ciężko stwierdzić czy tak stało się, gdyż pomimo dość niskich cen biletów, ustawienia sceny w połowie płyty, dało się dostrzec jeszcze pojedyncze wolne miejsca. Czyżby klątwa tych pomówień?
Zespół gościł w naszym kraju pięciokrotnie z czego dwa występy na warszawskim Orange i krakowskim Live mieliśmy możliwość obserwować i świetnie bawić się. Tym razem niestety nie do końca coś grało.
Może za dużo dymu, za mało świateł na – w sumie fajną scenografię, a za dużo w oczy widzów…. Rozmowy z publicznością wydawały się mocno wymuszone, wielokrotne powtarzanie słów na „K” i nie był to tylko „Kraków” i „kocham was”, nie poprawiały sytuacji. Sprawiały wrażenie sztucznego zapełniania dość krótkiego czasu i nie przynosiły spodziewanego odzewu od fanów. Nawet chłopak wywołany z publiczności do zatańczenia na scenie robił to jakoś bez przekonania. Jedynie przy największych hitach jak „Ugly Boy” czy „I Fink U Freeky” wydawało się, że zabawa jest na całego.
Co ciekawe do kończącego gig „Enter the Ninja” zaprosiła obecna w Krakowie z rodzicami córka wraz z przyjaciółką. Może to upływ lat, w końcu „dziecięca” Yolandi ma już 40 lat, może zamieszanie medialne do którego zespół odniósł się nad wyraz poważnie, a może to jednak grupa stricte festiwalowa. Tam w krótszym, nieprzegadanym secie mogą rozwinąć skrzydła swojego wciąż sympatycznego szaleństwa?
(KS, AR)