24 grudnia siadamy do wigilijnego stołu, a Święty Mikołaj przynosi prezenty.
Dwa kolejne dni świętujemy Boże Narodzenie. Ale nie dla wszystkich gdynian jest to takie oczywiste. Daty świąt i obyczaje mieszkańców, którzy pochodzą z bizantyjskiego kręgu kulturowego, bywają odmienne. W procesie integracji tradycje przenikają się i łączą.
Większość cudzoziemców, którzy zamieszkali w Gdyni, pochodzi z krajów dawnego Związku Radzieckiego. Narody te należą do bizantyjskiego kręgu kulturowego, w którym dominują kościoły prawosławne. Niektóre z nich wciąż posługują się kalendarzem juliańskim, a nie gregoriańskim, wprowadzonym w Europie przez papieża Grzegorza XIII w 1582 roku. Z różnic w obu kalendarzach wynika podstawowa różnica w świętowaniu – data Bożego Narodzenia. Ponadto Związek Radziecki był tyglem narodów, w którym religia komunistyczna miała zastąpić różne odłamy chrześcijaństwa, dodatkowo mieszając obyczaje.
Kalendarz gregoriański wprowadzono, ponieważ kalendarz juliański opóźniał się do zjawisk astronomicznych. Zreformowany kalendarz pomijał 10 dat, tak aby dzień równonocy wiosennej znów przypadał 21 marca. Ze względu na lata przestępne dziś różnica między kalendarzami wynosi 13 dni.
Święta po ukraińsku
Iwan Huz mieszka w Gdyni od 5 lat, od trzech lat prowadzi na ul. Świętojańskiej restaurację Kulinarna Ukraina.
– W Ukrainie, w zależności od regionu, są różne zwyczaje, inne jedzenie, inna kultura, pomimo że jesteśmy z tego samego państwa. Ja pochodzę z okolic Lwowa, więc o zwyczajach z tego regionu mogę opowiedzieć. U nas świętuje się 2 tygodnie. Zaczynamy w wigilię Bożego Narodzenia 6 stycznia i świętujemy do 20 stycznia – do imienin Jana Chrzciciela. We Lwowie święta Bożego Narodzenia to jest coś nieprawdopodobnego, coś pięknego, na co wszyscy czekają cały rok, jak mój ojciec, który w dniu wigilii nic nie je i nie pije – surowy post zachowuje. Wigilię zaczynamy od lampki porządnego, domowego wina – wznosimy toast. Pierwszą potrawą jest kutia (słowo kutia oznacza samą wigilię jak i potrawę), na słodko, bardziej płynna z miodem, makiem, daktylami, orzechami. Tak a 'propos, to gotuję właśnie kutię na wasze święta katolickie i bardzo dużo zamówień mam na nią, pomimo tego, że dużo Polaków jej nie zna. Kutię robi się z pszenicy, którą moczę przez trzy dni. To tradycja mojej babci. Generalnie u siebie w restauracji gotuję przepisy babci, to co jadłem w dzieciństwie, na czym wyrosłem – takie domowe smaki, wszystko naturalne. Na wigilię jest 12 potraw. Musi być strucla – taki chlebek posypany makiem. Mięsa nie ma. Są ryby, pierogi gotowane, sałatka z marynowanych buraków, która nazywa się winegret. Po wieczerzy idzie się do kościoła. Mój tata od 40 lat jest głównym w chórze cerkiewnym, więc on idzie w nocy do cerkwi i wraca dopiero następnego dnia o 9 rano, bo u nas msza bożonarodzeniowa trwa około 4 – 5 godzin. Moja dobra znajoma, która pracuje w Radzie Miasta we Lwowie, to mówi, że ona musi podczas tej mszy zjeść posiłek – śmieje się Iwan. – Jak tata wraca z cerkwi, wtedy jest świąteczne bożonarodzeniowe śniadanie. Święta Bożego Narodzenia to 7 i 8 stycznia. Wtedy kolędujemy, chodzimy do rodziny, przyjaciół. Oczywiście na święta w domu jest i diduch z kłosków i choinka, po którą chodziłem z tatą do lasu.
Diduch to tradycyjna ukraińska ozdoba świąteczna, wykonana z kłosów żyta i symbolizująca urodzaj, którego oczekuje się w nowym roku.
– Po Bożym Narodzeniu jest kilka dni przerwy od świętowania, żeby doprowadzić swój żołądek do porządku. A następny jest Szczedryj Weczir (przeddzień Nowego Roku w kalendarzu juliańskim, przypadający 13 stycznia według kalendarza gregoriańskiego), który nazywam „wesołe kolędy”, bo wtedy dziewczyny chodzą do chłopaków szczedrować, czyli śpiewać wesołe piosenki i kolędować. A 14 stycznia jest Stary Nowy Rok, wtedy chodzimy do rodziny i znajomych i zasiewamy symbolicznie pszenicę, żeby była na żniwa na przyszły rok. A święty Wasyl daje wtedy drobne prezenty, słodycze, ciastka 'a la piernik. 18 stycznia jest druga wigilia – druhyj swiatweczir, czyli wigilia Chrztu Pańskiego. Wtedy święcimy wodę, a babcia gotuje pierogi, jak na wigilię Bożego Narodzenia, ale od razu je podsmaża. 19 stycznia to tak zwane Święto Wody czyli Jordan. 20 stycznia jest święto św. Jana Chrzciciela. I 21 stycznia wracamy wreszcie do pracy – śmieje się Iwan Huz.
A co z prezentami?
– Prezenty generalnie przynosi Dziadek Mróz na Sylwestra i Nowy Rok. Śnieżynka przynosi śnieg, a jej dziadek – Died Maroz przynosi prezenty. Ale u mnie w domu prezenty były pod poduszkę na Mikołajki 19 grudnia (w kalendarzu juliańskim Mikołajki przypadają 19 grudnia, a nie 6 grudnia, jak w kalendarzu gregoriańskim). Na wigilię Bożego Narodzenia nie ma prezentów, ale teraz dużo ludzi kopiuje tę zachodnią tradycję, że prezenty kładzie pod choinkę na Boże Narodzenie.
– Od czasu, kiedy mieszkam w Polsce, też świętuję Boże Narodzenie w tym czasie co Polacy. Bo zawsze ktoś z bardzo dobrych znajomych i przyjaciół zaprasza mnie do swojej rodziny. Lubimy się i szanujemy nawzajem i ja też ich zapraszam na swoje święta. Moja rodzina zawsze chce, żebym przyjechał na święta na Ukrainę, ale już trzy lata nie byłem w domu. Jak będzie w najbliższe święta, jeszcze nie wiem. Oczywiście robię wigilię pracowniczą w styczniu, 4 albo 5 stycznia, bo pracownicy też są z Ukrainy – mówi Iwan Huz i zaprasza do swojej restauracji po świąteczny catering.
Białoruskie pomieszanie
W Białorusi, zwłaszcza na zachodzie kraju, rodziny są często mieszane białorusko-polskie, więc mieszają się również tradycje – prawosławne, katolickie i te z czasów Związku Radzieckiego.
Sergiej Aldanau przyjechał do Gdyni z Białorusi 4 lat temu. Z wykształcenia reżyser i kulturoznawca, pracuje jako kierowca taksówki.
– Dzisiaj wiozłem panią, która zapytała, jak święta wyglądają na Białorusi. Więc powiedziałem, że jak dziadek żył, to wszystkie tradycje były podobne, bo on był Polakiem i chodził do kościoła. Ale babcia była Białorusinka i to taka sowiecka, jako nauczycielka pracowała, więc jak dziadek zmarł, tradycji już za bardzo nie podtrzymywała – opowiada Siergiej Aldanau. – Na Białorusi większość mieszkańców jest prawosławna, więc wigilię obchodzi się 6 stycznia, a Boże Narodzenie 7 stycznia. Ale zachodnia Białoruś jest mniej prawosławna. Ja pochodzę z obwodu grodzieńskiego, spod Lidy. Tam ponad 70 procent ludzi jest pochodzenia polskiego. Moja rodzina jest pół na pół – ojciec katolikiem był, a mama prawosławna. Chrzcili mnie w cerkwi prawosławnej. Z kolei moja żona Tania i jej cała rodzina są prawosławni. Naszą córkę więc ochrzciliśmy w kościele katolickim, a syna w cerkwi – tłumaczy reżyser – taksówkarz.
– U mnie wszystkie tradycje są podobne jak w Polsce. Chociaż u nas pierogi czy uszka nie są gotowane tylko smażone w oleju, też postne – z makiem, z grzybami, kapustą, ale smażone. Pierogi gotowane – pielmieni, to jest danie na co dzień, a nie na święta. U nas w domu też było obowiązkowo 12 dań – wszystkie postne, i sianko na stole było. Kutia, czyli wigilia, musiała być bogata. Oczywiście były ryby – smażone, w galarecie. Choć jak byłem mały, to były ostatnie lata Związku Radzieckiego i nie było za dużo jedzenia, bieda była. Następnego dnia, 25 grudnia, było wszystko, co oszczędzili przez cały rok – polędwica, wątrobianka, kiełbasy różne. Obowiązkowo była choinka, dekorowana tuż przed świętami, tak samo jak w Polsce. Tylko w czasach sowieckich gwiazda na choince była podświetlana na czerwono, jak na Kremlu, bo innej nie można było kupić. No i prezenty na Białorusi są na Sylwestra, a nie na Boże Narodzenie. Choć na zachodzie Białorusi, również w mojej rodzinie, prezenty są i w święta i w Sylwestra. Dwie tradycje się spotykają. Wszystko u nas jest poplątane. Ale u nas w domu był Dziadek Mróz, a nie Święty Mikołaj. Prezenty dawało się, jak zegar na Kremlu wybił północ, albo rano, jeśli dzieciaki poszły wcześniej spać. Teraz, jak mieszkamy w Gdyni, świętujemy normalnie, jak w Polsce. Tylko że ja nie mogę nigdy się doczekać gęsi i zaczynam już 24 grudnia, nie czekam na 25 – śmieje się Sergiej. – Mój dziadek też zawsze mówił, gdy wychodziła pierwsza gwiazdka w wigilię: – babcia dawaj po „pięćdziesiąt”. Post trzeba było trzymać grzecznie do pierwszej gwiazdki. Teraz na wigilię zrobimy oczywiście ryby. Tradycyjnie, po białorusku, będą też ziemniaki. Ale i kutia, czyli kasza z dodatkami. Jest też słodka woda makowa do picia ze śleżykami – drobnym, kwadratowym pieczywem i kisiel – czerwony i biały.
Sylwester jest najważniejszy
W jeszcze inny dzień przypada Boże Narodzenie w kraju, z którego pochodzi Diana Volokhova. Znana gdyńska cukierniczka, która prowadzi Cukiernię Więcej, urodziła się w Armeńskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej. Ale gdy miała 7 lat wyjechała z mamą do Moskwy. 10 lat temu trafiła do Gdyni.
– Boże Narodzenie w Armenii obchodzimy 6 stycznia, dzień wcześniej niż w Rosji i innych kościołach prawosławnych. Ale zdecydowanie huczniej obchodzimy Sylwestra, który jest bardziej świąteczny, stoły są bogato zastawione, dużo różnego jedzenia, dużo picia – to najważniejsze święto w roku. A Boże Narodzenie 6 stycznia świętuje się na spokojnie, bo to święto kościelne. 5 stycznia to ormiańska wigilia, wtedy idzie się wieczorem do kościoła zapalić świeczkę, którą przynosi się do domu. I na spokojnie je się w domu rodzinną kolację – opowiada Diana. Prezenty też daje się w Sylwestra, a przynosi je Dziadek Mróz, który podpiera się laską, jest ubrany na niebiesko i przychodzi ze swoją wnuczką Śnieżynką, tak jak w Rosji. W Polsce świętuję jak Polacy. Od kiedy trzy lata temu urodziła nam się córka, cała rodzina mojego męża przychodzi do nas, wcześniej spotykaliśmy się u teściowej. Przychodzą na wigilię i na śniadanie w pierwszy dzień świąt. Szykuję polskie, tradycyjne dania, ale zawsze coś swojego, ormiańskiego też przemycę – zawsze robię jagnięcinę pieczoną z sosem z granatów. Na wigilię zrobię dorsza w cieście z kolendrą, papryką, pomidorami, dużą ilością ziół i masełkiem. Generalnie dzielimy się z teściową, co kto robi. Ciężko mi było się przyzwyczaić, że święta są tu bardziej obchodzone niż Sylwester. Więc obchodzimy je z rodziną męża, a w Sylwestra bardzo często wyjeżdżamy i spędzamy go z moją rodziną. Tak będzie też w tym roku. Lecimy do Finlandii, do mojej siostry i jej rodziny. I to będzie już po naszemu i znowu będą prezenty. Powiedziałam mężowi, że musimy kupić prezenty dla całej rodziny, a on mówi zaskoczony, że przecież nie jedziemy na święta, tylko na Sylwestra. O nie! – mówię, nie unikniesz tego, u nas prezenty daje się na na Sylwestra – śmieje się Diana Volokhova.
(UMG)