Ostatnim razem, gdy Gordon Sumner odwiedził stolicę Małopolski nie był w najlepszej formie fizycznej.
Złamana ręka w gipsie, uniemożliwiała mu granie na gitarze i widać było, że ma to też wpływ na formę sceniczną. Natomiast tego co działo się w krakowskiej Arenie nie da się opisać. Radość ze spotkania była widoczna nie tylko na widowni, ale również na scenie.
Sala wypełniona do ostatniego miejsca, wielu chętnych jeszcze długo po rozpoczęciu głównego koncertu pytało o możliwość zakupienia biletu. Wielkie podniecenie i atmosfera oczekiwania, ludzie już prawie trzy godziny kręcili się pod salą koncertową.
Po supporcie, w sumie już tradycyjnym, czyli synu Stinga Joe Sumnerze, zaczęło się właściwe widowisko. Oszczędne w formie światła i scenografia nie przeszkodziły w tym, aby ten koncert stał się niezapomnianym widowiskiem, które na długo o ile nie na zawsze pozostanie w pamięci widzów.
Trasa „My Songs” obejmuje zarówno piosenki Stinga z okresu solowej działalności jak i z zespołem Police. Na początek wiadomość o tym, że będzie to niezapomniany wieczór czyli „Message in the Bottle”, potem trochę londyńskiego szyku z „Englishman in New York”. I tak popłynęło z uśmiechem na ustach Stinga przez chyba dwadzieścia utworów do finałowego „Every Breath You Take”. Na szczęście nie był to jeszcze koniec i bohater wieczoru nie dał się prosić długo o powrót na scenę. Niesamowita wersja kultowej „Roxanne” rozpaliła gardła publiczności na nowo, by później ukoić uszy lirycznym „Fragille”.
Pomimo, że „Wrapped Around You Finger” nie znalazło się w setliście koncertu, publiczność całkowicie została „owinięta wokół palca”. Pozostaje tylko pogratulować kolejnego udanego koncertu zarówno artyście jak i organizatorowi Live Nation Polska, a my czekamy na kolejne muzyczne perełki, które już wkrótce w Krakowie.
(K. Rakowska A.Rakowski)