Siedmioletni „globtroter” w autobusie. 4-latek spacerował boso na mrozie

4-latek w piżamie i boso spacerował po chodniku

Poranek wprawił w osłupienie 49-letnią pracownicę jednej z olsztyńskich piekarni.

Kobieta nie dowierzała własnym oczom, gdy w pobliżu swojego miejsca pracy zauważyła małego chłopca, spacerującego na bosaka i w samej piżamie. Kobieta bez chwili namysłu zaopiekowała się chłopcem, okryła go ciepła odzieżą i o wszystkim poinformowała służby ratunkowe. Na szczęście, ta historia zakończyła się szczęśliwie. Malec po chwili trafił pod opiekę swoich rodziców.

Pracownica jednej z olsztyńskich piekarni zauważyła samotnie spacerującego chodnikiem małego chłopca. Malcem zainteresował się również przypadkowy przechodzień, który na swojej drodze zauważył samotne dziecko. Dramaturgii tej sytuacji dodawał fakt, że malec nie dość, że spacerował samotnie chodnikiem o tak wczesnej porze, to na dodatek był w samej piżamce i na bosaka. Osoby które go zauważyły natychmiast się nim zaopiekowały i o zdarzeniu poinformowały odpowiednie służby. Jako pierwsza na Policję zadzwoniła pracownica piekarni, która poinformowała oficera dyżurnego o niebezpiecznej sytuacji. Na miejsce skierowany został również zespół ratownictwa medycznego, który zbadał stan zdrowia dziecka – nie wymagało ono pomocy medycznej. Już po chwili w piekarni zjawili się również rodzice 4-latka, którzy dzwoniąc pod nr alarmowy dowiedzieli się, że ich pociecha czeka na nich cała i zdrowa.

Komunikatywny 4-latek poinformował swoich wybawców, że był w drodze do przedszkola. Rodzice 4-latka byli trzeźwi, a do opuszczenia przez chłopca mieszkania doszło w chwili, gdy znajdował się on pod opieką swojego taty, który na chwilę musiał zejść do piwnicy. 4-latek wykorzystując sytuację otworzył drzwi i ruszył przed siebie. I choć ostatecznie nie doszło do tragedii, to funkcjonariusze muszą zbadać tę sytuacje pod kątem nieprawidłowego sprawowania opieki nad osobą małoletnią i czy nie doszło do narażenia życia i zdrowia 4-latka. O sytuacji zostanie również poinformowany sąd rodziny.

Siedmioletni „globtroter” w stołecznym autobusie 501

Siedmiolatek tak cieszył się ze spaceru, że aż zgubił mamę. Gdy jej nie znalazł, postanowił pojechać do domu sam. Jechał autobusem bez opieki, ktoś więc wezwał Straż Miejską. Funkcjonariusze pomogli chłopcu wrócić bezpiecznie do domu.

Kilka dni temu strażnicy miejscy otrzymali zgłoszenie o kilkuletnim chłopcu, który bez opieki podróżował autobusem linii 501, jadącym w kierunku ulicy Dolnej w Warszawie. Funkcjonariusze dojeżdżali już do autobusu, gdy chłopiec, z wyglądu odpowiadający rysopisowi, wysiadł z pojazdu i przesiadł się do odjeżdżającego z przystanku autobusu linii 172. Na najbliższym przystanku funkcjonariusze podjęli interwencję.

Zestresowany maluch nie potrafił wyjaśnić, dokąd jedzie. Strażnicy poprosili, by wysiadł z autobusu. Chłopiec podał swoje dane i miejsce zamieszkania. Żeby nie zmarzł, funkcjonariusze zaprosili 7-latka do radiowozu. Małoletni wyjaśnił, że był z mamą w Łazienkach, ale się zgubił. Nie wie, jak długo szukał mamy, ale w końcu postanowił pojechać do domu na Mokotowie. Przesiadał się dwa razy, ale się pogubił i wtedy zjawili się strażnicy.

Funkcjonariusze przewieźli chłopca pod podany przez niego adres, ale nikogo tam nie zastali. Rozpytano sąsiadów o kontakt do opiekunów dziecka, ale nikt nie znał numeru telefonu do jego matki. Dzięki „łańcuszkowi ludzi dobrej woli” udało się ustalić numer telefonu do babci chłopca. Ta jednak nie odbierała telefonu. Funkcjonariusze wezwali patrol policji i pogotowie ratunkowe, aby ratownicy zbadali chłopca i stwierdzili, czy nie wymaga hospitalizacji. Gdy kilkanaście minut później chłopiec był badany w karetce, do strażników podeszła zdenerwowana kobieta i zapytała, czy nie widzieli przypadkiem jej syna, który zaginął półtorej godziny wcześniej. Kobieta okazała się matką chłopca. Jak wyjaśniła, szukała syna w Łazienkach i ich najbliższej okolicy. Na szczęście przygoda malca zakończyła się szczęśliwie.
(SM, KWP)

Exit mobile version