Rugby Europe Championship w Gdyni. Waleczni Polacy ulegli faworytom

Polska - Rumunia

W swoim pierwszym spotkaniu nowego sezonu Rugby Europe Championship reprezentacja Polski uległa na stadionie w Gdyni Rumunii 8:20 (3:17).

Zespół  Christiana Hitta pozytywnie zaskoczył, bo postawił uczestnikom Pucharu Świata twarde warunki i zdołał wygrać drugą połowę. „Biało-Czerwoni”, walczący o utrzymanie się na tym poziomie rozgrywkowym, mają teraz przed sobą spotkania z Portugalia i Belgią.

Rumunia, uczestnik zeszłorocznego Pucharu Świata i jedna z czołowych drużyn Starego Kontynentu, była zdecydowanym faworytem tego spotkania. Jednak fakt, że graliśmy u siebie, a także sensacyjna wygrana Belgii w starciu z Portugalią, dawały naszej drużynie pewnie nadzieje. Trener przygotowania motorycznego Mirosław Babiarz zapewniał również przed meczem, że zespół jest lepiej przygotowany kondycyjnie niż przed rokiem i te słowa potwierdziły się na murawie. „Biało-Czerwoni” bronili z sercem i szarpali od pierwszego gwizdka, a w końcówce jeszcze przyspieszyli. 

Trudny początek Polaków. Zabójcze maule rywali

Spotkanie rozpoczęło się od punktów dla gości. Znacznie bardziej doświadczeni Rumuni dobrze weszli w mecz i po związaniu maula autowego wpadli na nasze pole punktowe, a piłkę przyłożył występujący z numerem „8” Cristian Stratila. Naszym rywalom nie udało się jednak podwyższyć, ale wyszli na pięciopunktowe prowadzenie.

Polacy jednak nie spuszczali głów i bardzo szybko odpowiedzieli na przyłożenie rywali. Po akcji naszej formacji młyna i kilku mocnych wejściach m.in., Michała Krużyckiego i Toma Fidlera, odważnie w linię defensywną rywali wbił się Jakub Wojtkowicz. Nasz filar zmusił Rumunów do nieprzepisowego zagrania, co natychmiast wychwycili sędziowie, dyktując rzut karny. Kopem na słupy na trzy punkty zamienił go niezawodny Wojciech Piotrowicz, zmniejszając prowadzenie Rumunii do dwóch „oczek”.

Niestety w 19. minucie przyjezdni ponownie zameldowali się na polu punktowym. Po znakomicie rozegranym wrzucie z autu i sformowaniu maula tuż przy naszym polu punktowym, potężny Alexandru Savin zaliczył drugie w tym meczu przyłożenie dla Rumunów. Na nasze szczęście Tudor-Andrei Boldor-Boghita wyraźnie nie miał swojego dnia i po raz drugi spudłował przy próbie podwyższenia. Na tablicy wyników w Gdyni widniał rezultat 10:3 dla gości, którzy mieli wyraźną przewagę w formacji młyna, a ich maule okazywały się dla nas zabójcze.

Goście nie przestawali naciskać. Przy jednej z akcji tuż przy naszym polu punktowym żółtą kartkę za zbicie piłki otrzymał Mateusz Plichta. Polacy w osłabieniu bronili się zacięcie, ale po pięciu minutach i szybkim wznowieniu gry, trzecie przyłożenie dla Rumunów zaliczył Tevita Manumua. Tym razem Boldro-Boghita się nie pomylił i w 34. minucie przegrywaliśmy 3:17. Tak też zakończyła się pierwsza część tego spotkania. „Biało-Czerwonym” nie brakowało ambicji, ale widoczna była też przewaga faworyzowanych rywali w młynie.

Twarda defensywa „Biało-Czerwonych”, wygrana połowa

Mniej więcej dziesięć minut po zmianie stron Chris Hitt zdecydował się na szereg zmian. Nie tylko w formacji młyna, tradycyjnie „odświeżanej” po przerwie, ale także na „9”, gdzie pojawił się Dawid Plichta, zastępując swojego brata.

Niestety w obu zespołach oglądaliśmy sporo niedokładności i nerwowości. Trudne warunki, zimno i padający deszcz, nie ułatwiały pracy zawodnikom i powodowały błędy, które nie powinny zdarzyć się graczom na tym poziomie. Twarda, dobrze zorganizowana obrona pozwalała jednak Polakom  powstrzymywać Rumunów, co należało zapisać po stronie plusów.

Przez pierwsze 25 minut drugiej części gry żadnej z drużyn nie udało się zdobyć punktów. Przed pierwszą szansą, kwadrans przed końcem stanął rumuński kopacz, który wykorzystał rzut karny i powiększył prowadzenie przyjezdnych na 20:3.

Hitt wprowadzał na boisko kolejnych rezerwowych, na ławkę powędrowali m.in. Piotr Zeszutek i Michał Krużycki, których zastąpili Kacper Palamarczuk i Max Loboda, swoją szansę dostał też Lucas Niedźwiecki.

Dziesięć minut przed końcem spotkania Polacy stanęli przed szansą na pierwsze w tym meczu przyłożenie, kiedy żółtą kartką ukarany został Rumun Kamil Sobota. I błyskawicznie wykorzystali swoją szansę! Kapitalnie zafunkcjonował nasz maul, a Jordan Tebbatt, kolejny z rezerwowych, wjechał z piłką na pole punktowe. Niestety nie udało nam się podwyższyć, ale przyłożenie wyraźnie dodało sił.

Mimo zrywu w ostatnich minutach, nie udało się już niczego „dorzucić” do dorobku punktowego i Polacy przegrali spotkanie 8:20. Rumunia była zdecydowanym faworytem i zgodnie z przewidywaniami wygrał, lecz zarówno trener David Gerard, jak i kapitan Ovidiu Cojocaru gratulowali gospodarzom postawy i przyznali, że nie są zadowoleni z własnej gry. Polacy zostawili na boisku mnóstwo zdrowia, zaangażowania i ambicji. Walczyli z sercem, nie ustępowali bardziej doświadczonym rywalom i twardo bronili. To dobry prognostyk przed kolejnymi spotkaniami i walką o utrzymanie na poziomie Championship.

Polska – Rumunia 8:20 (3:17)

Polska: Wojciech Piotrowicz 3, Jordan Tebbatt 5
Rumunia: Cristian Stratila 5, Alexandru Savin 5, Tevita Manuma 5, Tudor-Andrei Boldor-Boghita 5
Żółte kartki: Mateusz Plichta (Polska), Kamil Sobota (Rumunia)

Polska: Jakub Wojtkowicz, Grzegorz Buczek, Thomas Fidler, Mateusz Bartoszek, Michał Krużycki, Vaha Halaifonua, Alexander Niedźwiecki, Piotr Zeszutek (kapitan), Mateusz Plichta, Wojciech Piotrowicz, Robert Wójtowicz, Peter Hudson, Nicolas Saborit, Stasio Maltby, Patryk Reksulak.
Rezerwowi: Jakub Burek, Craig Bachurzewski, Adam Lewandowski, Max Loboda, Jordan Tebatt, Kacper Palamarczuk, Dawid Plichta, Lucas Niedźwiecki

Rumunia: Alexandru Savin, Ovidiu Cojocaru (kapitan), Alexandru Gordas, Ionut-Lucian Muresan, Stefan Iancu, Vlad Neculau, Kamil Sobota, Cristian Stratila, Florin Surugiu, Tudor-Andrei Boldor-Boghita, Tevita Manumua, Jason Tomane, Paul Graure, Cosmin Iliuta, Paul Popoaia
Rezerwowi: Vasile Bardasu, Iulian-Ionut Hartig, Costel Burtila, Florian Rosu, Dragos Ser, Alin Conache, Ovidiu Neagu, Gabriel Pop.

Exit mobile version