Powodzie w Polsce. Brak zainteresowania się rządu działaniami hydrotechnicznymi

Problem z powodziami w Polsce

Zdaniem Koalicji Ratujmy Rzeki tradycyjnie rozumiane działania hydrotechniczne nie rozwiążą problemu powodzi rozproszonej – zalań, podtopień spowodowanych lokalnymi, czasem intensywnymi opadami, znacznie rzadziej wylewami rzek.

Najlepszym rozwiązaniem jest zagospodarowanie deszczu tam gdzie spada, a do tego potrzebna jest naturalna i sztuczna retencja w małej skali, dbałość o nieuszczelnianie powierzchni oraz coraz popularniejsza zielona i błękitna infrastruktura. Tym się w Polsce praktycznie nikt nie zajmuje.

Powódź w maju 2019 miała charakter rozproszonych zdarzeń, zalań i podtopień spowodowanych lokalnymi, czasem intensywnymi opadami, znacznie rzadziej wylewami rzek. Przyczyną zalania domów, dróg i obiektów publicznych w Polsce były źle działające rowy melioracyjne, rowy odwadniające drogi, pęknięcia grobli stawów, wały powodziowe blokujące odpływ wody, tereny bezodpływowe oraz wylewy z małych rzek. Wystarczy zauważyć, że obie gminy będące osią sporu na temat pomocy po powodzi w radzie miasta Warszawa, są ofiarami takich zdarzeń. W jednym przypadku główną przyczyną strat były duże opady i awaria grobli stawu, w drugim – spływ powierzchniowy po gwałtownym opadzie i wylew lokalnej rzeczki.

Na dużych rzekach stany alarmowe przekroczone były tylko w górnym biegu, co nie spowodowało większych strat w majątku prywatnym i publicznym. Uwaga sztabów kryzysowych jest jednak tak mocno skupiona na tych rzekach, że zarówno w Krakowie, jak i w Warszawie mówiono o przejściu fali kulminacyjnej, mimo że w tym pierwszym mieście zalało bulwary – co zdarza się co kilka lat, a w Warszawie najwyższa woda była niższa o pół metra od stanu ostrzegawczego.

Powodzie tego rodzaju występują w Polsce każdego roku.

I choć nie są to powodzie o wielkości porównywalnej z tymi, jakie wystąpiły w 1997, 2010 roku, czy nawet 2001 roku, to po kilkunastu latach skutkują one takimi stratami jak duże powodzie. Sumy strat (wg roczników GUS) z lat 1991 – 1996 i 1998 – 2009, czyli z 18 lat (przeliczone na poziom roku 2018) to prawie dwie trzecie strat z roku 1997, a straty z lat 1998 – 2009 to prawie 85% strat spowodowanym powodzią w 2010 roku. Te wyniki są zgodne z obserwacjami z innych krajów. Według Munich Re – największej globalnej firmy reasekuracyjnej, która rejestruje wszystkie katastrofy, tylko połowa strat powodziowych na świecie jest efektem dużych powodzi na dużych rzekach – drugą połowę powodują małe rzeki i lokalne opady.

Jedną z przyczyn tych powodzi jest zmniejszanie się naturalnej retencji oraz uszczelnianie powierzchni. Dotyczy to w szczególności miast. Dobrym przykładem jest zlewnia Serafy w Krakowie. Od 1990 roku do 2012 uszczelniono około 1500 hektarów tej zlewni (czyli prawie 70 ha rocznie), co stanowi 20% jej powierzchni. Przyczyną uszczelnienia jest budownictwo mieszkaniowe, przemysłowe i handlowe. Deszcz z uszczelnionej zlewni spływa zdecydowanie szybciej do kanalizacji, a następnie do rzeki powodując większe niż dotąd i występujące szybciej kulminacje. Budowanie zbiorników może poprawić sytuację, ale jej nie wyeliminuje. W Gdańsku na miejskiej rzece Strzyży od 2001 roku zbudowano 7 zbiorników (ich pojemność wzrosła w tym czasie pięciokrotnie), i w tym samym okresie uszczelniano powierzchnię w górnej części zlewni z szybkością 0,8% rocznie. Objętość wody jaka z tego obszaru dostaje się do rzeki, jest znacznie większa niż pojemność zbiorników retencyjnych.

Konsekwencją uszczelnienia powierzchni była również powódź w miejscowości Targowisko, gdzie wody opadowe odprowadzane z autostrady nie pomieściły się w naturalnym korycie. Skłoniło to zarządcę wodnego do sporządzenia projektu budowy suchego zbiornika, jednak przy okazji planuje się także szkodliwą środowiskowo regulację koryta w betonowy kanał, co oczywiście będzie miało również negatywne skutki w trakcie suszy. Przykład ten pokazuje istniejący problem międzyresortowy, gdzie zarządy drogowe swoimi działaniami zwiększają ryzyko, którego ograniczeniem musi zajmować się inny resort.

Tradycyjnie rozumiane działania hydrotechniczne nie rozwiążą problemu tego rodzaju powodzi. Najlepszą metodą jest zagospodarowanie deszczu tam gdzie spada, a do tego potrzebna jest naturalna i sztuczna retencja w małej skali, dbałość o nieuszczelnianie powierzchni oraz coraz popularniejsza zielona i błękitna infrastruktura. Tym się w Polsce praktycznie nikt nie zajmuje. Mamy dobre przykłady ciekawych inwestycji z tego zakresu, np. Bibliotek Uniwersytecka w Warszawie z parkiem na dachu, czy Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach z tzw. zielonym dachem, ale to pojedyncze przypadki.

Plany sporządzane przez odpowiedzialną za powodzie instytucję Wody Polskie w ogóle takich powodzi, ani właściwych dla nich działań nie uwzględniają. Przykładem może być koncepcja ochrony przeciwpowodziowej dla Kotliny Kłodzkiej, którą niedawno zablokowali sami mieszkańcy, która skupia uwagę tylko na powodzi zdarzającej się średnio raz na sto lat. Można odnieść wrażenie, że częstsze, a mniejsze powodzie, dla których nie trzeba dużych inwestycji są dla naszej administracji wodnej mało interesujące.
(org.)

Exit mobile version