Do 5 lat pozbawienia wolności grozi mieszkance Białołęki, która w niedzielę wieczorem zostawiła w domu śpiącego 4-latka i wyszła do restauracji.
Maluch przez okno wydostał się na zewnątrz i w samej piżamce szukał mamy. Ratownicy przewieźli go do szpitala, a 31-latkę policjanci zatrzymali. Odpowie ona za narażenie synka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Warszawa. Była niedziela (25 lutego), późny wieczór. Stojącego na środku ulicy w samej piżamce i skarpetkach chłopca zauważył przechodzień. Mężczyzna wziął zdezorientowanego malca na ręce i poszedł z nim w kierunku domu, który ten mu wskazał. Wewnątrz paliło się światło, jednak nikogo w nim nie było. Mężczyzna zadzwonił na numer alarmowy.
Chłopczyk w rozmowie z mundurowymi powiedział, że nie wie, gdzie jest jego mama. Opowiedział, że gdy się obudził, przestraszył się, że jest sam i wyszedł przez okno, by jej szukać.
Ani w domu, ani na posesji, które szczegółowo sprawdzili, policjanci nie znaleźli opiekunów 4-latka.
Ratownicy wezwani na miejsce zdecydowali, że przewiozą malca do szpitala. W tym samym momencie zjawiła się matka chłopca. 31-latka wyjaśniła, że poszła do restauracji w galerii handlowej sama, by nie budzić śpiącego syna. Ponieważ kobieta sprowadziła niebezpieczeństwo na swoje dziecko policjanci zatrzymali ją.
Dalej czynności w tej sprawie wykonywali policjanci z Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego komisariatu przy ulicy Myśliborskiej oraz funkcjonariusze z północnopraskiego Wydziału ds. Nieletnich i Patologii, którzy o sprawie powiadomili sąd rodzinny. Informacja ta została również przekazana do Rzecznika Praw Dziecka. 4-latek trafił do pieczy zastępczej.
W poniedziałek dochodzeniowcy przedstawili 31-latce zarzut za narażenie synka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Za to przestępstwo kobiecie może grozić kara od 3 miesięcy do lat 5.
Nadzór nad tym postępowaniem prowadzi Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga Północ.