Ewa Swoboda szósta w finale mistrzostw świata w biegu na 100 metrów.
Polka po pełnych dramaturgii okolicznościach wystąpiła w walce o medale, zostając w finale najszybszą Europejką w stawce. Także była jedyną „białą”…
Z nieba do piekła podróżowała między półfinałem, a finałem sprintu Ewa Swoboda. Finału, w którym została po pięknej walc na dystansie uzyskała czas 10.97 i była najszybszą Europejką! Już w pierwszej serii półfinałowej Swoboda jak równa z równą walczyła z mistrzynią olimpijską Shelly-Ann Fraser-Pryce oraz Amerykanką Tamarą Davis. Na metę wpadła za tą dwójką uzyskując czas 11.01. To oznaczało, że musiała czekać do ostatniego biegu na rozwój sytuacji. Gdy Diana Asher-Smith – trzecia w trzeciej serii uzyskała również 11.01, a po analizie wskazano, że była szybsza od Swobody o jedną tysięczną część sekundy – zapłakana Polka zeszła do mediów. I właśnie podczas udzielenia wywiadu polskim dziennikarzom (w Polsce są media?! – red.) dowiedziała się od delegat technicznej, Holenderki Sylvii Barlag, że tysięczna część sekundy nie może decydować o finale – łzy smutku zamieniły się na łzy radości i Swoboda ruszyła na start ostatecznej rozgrywki sprinterek.
– Bardzo ciężko było mi się pozbierać po tej sytuacji, która miała miejsce w półfinale. W pokoju lucky loserów czekałam do końca. Gdy zobaczyłam czas Brytyjki pomyślałam, żeby to tylko nie była jedna tysięczna część sekundy – opowiadała już po wielkim finale Swoboda.
Otuchy między półfinałem, a finałem dodawała Swobodzie jej trenerka – Iwona Krupa.
– Towarzyszyły mi bardzo dziwne uczucia. Myślałem, że wrócę na stadion rozgrzewkowy, a potem po prostu pobiegnę w finale. Miałam na szczęście opiekę trenerki i mojego chłopaka Krzysztofa. Trenerka powiedziała mi, że muszę wykorzystać taką szansę, bo ona może się nie powtórzyć – powiedziała Swoboda.
Polska sprinterka szansę wykorzystała. Była szósta, powyżej swoich oczekiwań
– Postawiałam sobie za cel przybiec chociaż ósma. Żebym była taką legalną finalistką mistrzostw świata. Na starcie odcięłam wszystkie emocje i przybiegłam szósta! – cieszyła się.
Swoboda miała w Budapeszcie trzy równe i szybkie biegi. Potwierdziła tym samym dobre przygotowanie do tego sezonu.
– Przygotowałyśmy się dobrze. Bardzo się z tego cieszę. Tak naprawdę regularnie biegamy poniżej 11 sekund, albo w granicy 11 sekund. Jest to niesamowite. Rok temu bym o tym marzyła. Myślę, że to super prognostyk przed igrzyskami w Paryżu i mistrzostwami Europy w Rzymie – podkreśliła zawodniczka reprezentacji Polski.
Kolejny świetny bieg ma za sobą Natalia Kaczmarek. Polka wygrała trzecią serię półfinałową i z pierwszym czasem dnia – 49.50 – awansowała do finału. Na końcowych metrach w biegu półfinałowym o wygraną rywalizowała z Sadą Williams.
– Spodziewałam się, że zawodniczka z Barbadosu jest mocna. Było to widać już we wczorajszych eliminacjach. Walczyłyśmy do końca, ja chciałam też mieć w finale jak najlepszy tor – zaznaczyła Kaczmarek.
Finał rywalizacji kobiet na dystansie 400 metrów zaplanowano na środę 23 sierpnia.
– Mam nadzieję, że zdążę wypocząć. Będę musiała teraz poleżeć i odpocząć. Nogi są OK, ale tutaj jest naprawdę bardzo duszno i ciężko się oddycha – przyznała.
W półfinałowym biegu na 110 metrów przez płotki błędu nie ustrzegł się Damian Czykier
– Wydaje mi się, że miałem dziś szansę na poprawienie wyniku z eliminacji. Natomiast zły był już start z bloków. Falstart Senegalczyka mnie rozproszył i to drugie wyjście nie było już tak dobre jak za pierwszym razem. Później doszedł ten błąd na siódmym płotku – analizował start polski płotkarz.
Czykier po nieudanej drugiej części dystansu uzyskał czas 13.97.
– Ta sytuacja wynika głównie to z braku treningu na dobrych prędkościach przez dłuższy czas. Na moje prędkości wszedłem dopiero tydzień temu, a poprzednie pół roku wygrzebywałem się z różnych urazów – podsumował Czykier.