Młode pokolenie przejęło Kraków. Shawn Mendes po raz pierwszy w Polsce [ZDJĘCIA]

Shawn Mendes w Polsce

Od samego rana, po centrum miasta chodziły dziewczyny w wiankach na głowie.

O co chodzi? Przecież Wianki dopiero w czerwcu, a mamy kwiecień. No tak, przecież to 2 kwietnia, jedna z najbardziej wyczekiwanych dat przez wielu nastolatków.

Koncert Shawna Mendesa był zdecydowanie jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń muzycznych tego roku. Bilety wyprzedały się w 30 minut, ich przedział cenowy to 188zł – 299zł, a pakiet VIP w swojej najdroższej opcji to 2833zł. Był to pierwszy występ tego młodego chłopaka w naszym kraju i wszystko wskazuje na to, że nie ostatni.

Po kolejkach do wejść Areny można było wywnioskować jakiego kalibru jest to wydarzenie. A w środku kolejne kolejki, również do stoiska z gadżetami Mendesa. Łazienki stały się przebieralniami dla młodych dziewczyn, które podekscytowane zakładały na siebie nowe zdobycze ze sklepu.

Zaczęło się tradycyjnie od supportu – zazwyczaj nudnej rozgrzewki przed głównym koncertem, która przez wielu widzów jest pomijana. Tym razem było inaczej, rzadko kiedy zdarza się, że sam support wypełni Arenę po brzegi. Wybiła godzina 19.30 i na scenę wyskoczyła Alessia Cara, która od pierwszych sekund swojego występu porwała tłum do zabawy. Wszyscy skakali, piszczeli i … śpiewali. 22-letnia dziewczyna, której piosenkę How Far I’ll Go możemy znać z bajki Disneya Vaiana: Skarb Oceanu (oryg. Moana). Nie każdy potrafi porwać tłum do zabawy, tak jak zrobiła to ta młoda wokalistka przez niektórych porównywana do samej Amy Winehouse. Jednym słowem szaleństwo.

Publika rozgrzana, więc przyszedł czas na gwiazdę wieczoru…

Dwie sceny: jedna mała przy końcu płyty z olbrzymim kwiatem, pnącym się do sufitu, druga w tradycyjnym miejscu z olbrzymim okrągłym ekranem. Pisk fanek zebranych na sali i jest! Już jako druga zaśpiewana przez niego piosenka to jego wielki hit There’s Nothing Holdin’ Me Back. Setlista była tak dobrze przygotowana, że nie było czasu na nudę. Jego największe kawałki przeplatały się z tym z najnowszej płyty. Nie zabrakło takich utworów jak: Treat You Better czy Stitches.

Schemat koncertu był jeden: pierwsza zagrania nuta piosenki, pisk oddanych fanek i wspólne śpiewanie od pierwszego słowa. Zakochane w twórczości tego młodego chłopaka dziewczyny płakały ze wzruszenia, rzadko się zdarza, żeby hala wypełniona była takimi emocjami. Wszyscy dawali z siebie sto procent zarówno sam artysta, jak i jego rzesza. Chłopak nie spuszczał z tonu. Kilka piosenek zagrał na małej scenie, aby dalsze sektory mogły chociaż na chwilę mieć go bliżej siebie. Było widać jego więź z fanami, do których cały czas zagadywał i zachęcał do wspólnego śpiewania (co na dobrą sprawę, w ogóle nie było konieczne). Wystąpił także z biało-czerwoną flagą i powiedział kilka słów po polsku. Fani także przygotowali niespodziankę i na sektorach stworzyli biało-czerwoną flagę. Najwyższy sektor rozbłysnął cały na biało za sprawą latarek w telefonach, ten niższy na czerwono, poprzez zaklejenie latarki małą, czerwoną karteczką.

Ważnym punktem strony wizualnej polskiej publiczności były opaski, rozdawane przez obsługę przy wejściu na halę. Opaski zmieniały kolory i migały w rytm muzyki, tworząc cudowne iluminacje. Rewelacyjny pomysł, robiący świetny efekt.

Nieprawdopodobne, że ten młody chłopak stał się sławny przez przypadek. Nigdy zapewne nie spodziewał się, że będzie grał w największych światowych arenach. Charyzma i cudowny głos, miejmy nadzieję, że jeszcze kiedyś do nas wróci.
(Klaudia Rakowska)

Exit mobile version