ME U20 w rugby. Polacy szóstą drużyną Europy. Utrzymali się w elicie

U20 XV Championship

Reprezentacja Polski zajęła szóste miejsce w mistrzostwach Europy do lat 20 rozgrywanych w Lizbonie.

Podopieczni Grzegorza Kacały w decydującym spotkaniu przegrali z Rumunią 9:34.

Za mało na gospodarzy

W pierwszym meczu mistrzostw Europy, który był zarazem ćwierćfinałem, reprezentacja Polski mierzyła się z jednym z głównych faworytów całego turnieju Portugalią. Gospodarze imprezy byli zdecydowanymi faworytami, ale „biało-czerwoni” zapowiadali, że spróbują postawić się wyżej notowanym przeciwnikom.

– Plan minimum to się utrzymać. Wracamy na ten poziom po wielu latach. Co prawda dwa lata temu też zakwalifikowaliśmy się do najlepszej ósemki, ale wtedy w występie przeszkodziła nam pandemia COVID-19. Teraz młodszy rocznik zdołał powtórzyć to osiągnięcie – mówił przed rozpoczęciem turnieju trener Polaków Grzegorz Kacała, który dodawał, że choć nie jesteśmy faworytem starcia z Portugalią, to jednak spróbujemy napsuć im krwi.

Pierwsze spotkanie tego turnieju pokazało, że Polacy w ostatnich miesiącach zrobili spore postępy, ale na Portugalię to jeszcze za mało. Ambitna gra, szczególnie w formacji młyna, a także determinacja w obronie nie wystarczyły i ostatecznie przegraliśmy to spotkanie 10:43. Choć na plus należy zapisać na pewno przyłożenie Wiktora Wilczuka, który pokazał, że dobre rugbowe geny podpiera nieustanną ciężką pracą.

Plan zrealizowany z nawiązką

Polacy trafili do grona zespołów, które walczyły o miejsca 5-8, a na ich drodze stanęli Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi, po okresie szybkiego rozwoju, ostatnio w grupach młodzieżowych mają lekki przestój, ale mimo to eksperci wskazywali ich jako zdecydowanych faworytów.

Na to miano trzeba jednak zasłużyć na boisku, a tam to Polacy pokazali, że przedwcześnie skazywano ich na pożarcie. Po bardzo dobrym spotkaniu nasza młoda drużyna wygrała pewnie 26:12. Bardzo skutecznie zaprezentował się Arsenij Pastiuchow, który wykorzystał trzy rzuty karne, a także dwukrotnie udanie podwyższał po przyłożeniach Kacpra Skupa i Mateusza Kolasa. Rzadko oglądanego na naszych boiskach drop goala zaprezentował z kolei Kacper Wróbel i po upływie 80 minut to „biało-czerwoni” mogli cieszyć się z wygranej.

Zwycięstwo zapewniało nam realizację planu minimum, czyli utrzymanie w gronie najlepszych drużyn Starego Kontynentu. I to wywalczone już po drugim meczu, bez niepotrzebnych nerwów do końca. Można zatem powiedzieć, że podopieczni Grzegorza Kacały zrealizowali plan z nawiązką, a na dodatek zrobili to w bardzo dobrym stylu, bo spotkanie z Niemcami udowodniło, że kilku zawodników już niebawem powinno zapukać do drzwi pierwszej reprezentacji.

Rumuni za mocni dla „biało-czerwonych”

Mecz z Rumunią, o piąte miejsce w mistrzostwach Europy, zaczął się udanie dla naszej drużyny, bo ponownie po drop goalu udało nam się sięgnąć po trzy punkty, tym razem za sprawą Kacpra Skupa. Potem niestety dwukrotnie nasi rywale zameldowali się w polu punktowym i dość szybko zrobiło się 12:3 dla Rumunii.

„Biało-czerwoni” zdołali jednak zmniejszyć straty do Rumunów, bo dwukrotnie udanie z rzutu karnego kopał między słupy Pastiuchow. Do przerwy przegrywaliśmy tylko 9:12, co mogło dawać spore nadzieje przed drugą częścią spotkania.

Niestety podopiecznym Grzegorza Kacały zabrakło już energii i sił, a Rumunii zaczęli się nakręcać, co poskutkowało kolejnymi przyłożeniami i wyjściem na prowadzenie 27:9. Nasi zawodnicy do samego końca próbowali jeszcze zdobyć chociaż jedno przyłożenie i w ostatnich minutach byli tego bardzo bliscy, bo przez dobrą chwilę rozgrywali piłkę tuż przed polem punktowym rywali. Niestety rumuńska drużyna broniła z dużym poświęceniem oraz determinacją i nie pozwoliła sobie już na utratę punktów. Co więcej, po prostym błędzie przy rozegraniu akcji przez nasz zespół, Rumuni zdołali przejąć piłkę i po raz kolejny zaliczyć przyłożenie, zwieńczone udanym podwyższeniem, po którym ustalili wynik spotkania na 34:9.

Polacy zakończyli zatem mistrzostwa Europy na szóstej pozycji, co przed rozpoczęciem turnieju większość obserwatorów „brałaby w ciemno”. Nasi młodzi reprezentanci pokazali jednak, że robią stały progres i choć wciąż jest sporo problemów w naszym młodzieżowym rugby, to są też powody do umiarkowanego optymizmy. Jeśli ci zawodnicy odpowiednio się rozwiną, z pewnością wkrótce staną się mocnymi punktami pierwszej reprezentacji.

Exit mobile version