Mimo, że podczas ostatniego dnia mistrzostw świata w slalomie kajakowym i kayak crossie reprezentanci Polski nie wywalczyli pozycji medalowych, całe zawody zaliczają do udanych.
Wcześniej wywalczyli bowiem kwalifikacje olimpijskie i dwa medale.
– Zrealizowaliśmy plan z nawiązką – mówi Jakub Chojnowski, trener główny naszych kadrowiczów.
W niedzielę w Londynie, gdzie starty Polaków w mistrzostwach świata odbyły się starty w kayak crossie. Biało-czerwoni do rywalizacji wystawili siedmiu zawodników i, znając ich sportowego ducha i ambicję, walczyli o jak najwyższe lokaty.
Wśród kobiet najlepiej spisała się Klaudia Zwolińska, która w przejazdach czasowych jako jedyna wywalczyła awans do dalszych biegów. Po pierwszym przejeździe z zawodami pożegnały się natomiast Aleksandra Stach i Dominika Brzeska. Zwolińska z kolei zajęła 2. miejsce w kolejnym biegu i awansowała do ćwierćfinału. W nim musiała już uznać wyższość swoich trzech rywalek.
Wśród mężczyzn najlepiej popłynął za to Tadeusz Kuchno, dla którego był to jedyny start w Londynie. Przebił się przez przejazdy czasowe, a w następnej rundzie był drugi i również znalazł się w ćwierćfinale. Na tym etapie zakończył jednak swój start, bo miał dopiero czwarty rezultat w swoim biegu. Wcześniej odpadli Michał Pasiut, Dariusz Popiela, Mateusz Polaczyk.
– Czy są to dobre wyniki? Na pewno mogło być trochę lepiej, ale przyznaję, że skupiliśmy się na tych mistrzostwach na slalomie. Na pewno bardzo fajną niespodziankę sprawił Kuchno, który został powołany specjalnie na kayak cross i awansował do ćwierćfinału, więc duże słowa uznania dla niego – mówi Jakub Chojnowski, trener główny reprezentacji Polski.
Cały sztab szkoleniowy jest bardzo zadowolony z występów w Londynie. Przypomnijmy, że męska reprezentacja zdobyła brązowy medal drużynowo (K-1), a na najniższym stopniu podium w rywalizacji indywidualnej K-1 stanęła również Zwolińska.
– Jeszcze ważniejsze są dla nas trzy kwalifikacje olimpijskie dla reprezentacji, więc można powiedzieć, że zrealizowaliśmy plan na te zawody z nawiązką i wracamy z uśmiechami na ustach – kończy Chojnowski.