Katastrofa ekologiczna Odry. Monitoring rzek w Polsce. To fikcja czy rzeczywistość?

Skażenia polskich rzek

Gdy doszło do katastrofy odrzańskiej latem 2022 r., społeczeństwo nie wiedziało, co płynie Odrą, jaka jest skala zanieczyszczenia i czy stwarza zagrożenie dla zdrowia.

Czy jesteśmy przygotowani na kolejne katastrofy rzeczne? Nie, bo interwencyjny monitoring wód w Polsce praktycznie nie istnieje. Monitoring rzek powinien być automatyczny, zintegrowany i z dostępnymi w niemal rzeczywistym czasie danymi – zarówno na poziomie krajowym, jak i lokalnym.

Chaos kompetencyjny

Za gospodarowanie wodami i ochronę ekosystemów wodnych odpowiada Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, które jednocześnie podlega pod Ministerstwo Infrastruktury, prowadząc inwestycje infrastrukturalne i prace utrzymaniowe. W praktyce dochodzi do sytuacji, że Wody Polskie realizują sprzeczne interesy, bo z jednej strony z mają chronić przyrodę, a jednocześnie są odpowiedzialne za inwestycje na wodach, które niekoniecznie działają na korzyść przyrody. Co więcej, system monitoringu wód jest niespójny i nieskuteczny. Jego elementami zarządzają różne podmioty według odmiennych zasad. Ponadto, ostatnio polskie władze usunęły z rozporządzeń obowiązek uwzględniania części parametrów wody, które w przypadku Odry były kluczowe dla oceny sytuacji. Chodzi m.in. o zasolenie.

– Monitoring wód powinien być maksymalnie zautomatyzowany i transparentny, a wyniki pomiarów dostępne online dla wszystkich zainteresowanych stanem wód – wskazuje Piotr Nieznański z WWF Polska. – Bardzo istotne jest też rozmieszczenie punktów pomiarowych, uwzględniające miejsca zrzutów zanieczyszczeń i wód zasolonych – dodaje.

Organem, który odpowiada za kontrole i monitoring rzek, jest Inspekcja Ochrony Środowiska (IOŚ). To właśnie Inspekcja ma przeciwdziałać poważnym awariom oraz sprawować nadzór nad usuwaniem ich skutków. Dodatkowo IOŚ ma liczne zadania w zakresie wód powierzchniowych wymienione w Prawie wodnym – od opiniowania projektów uchwał rad gmin w sprawie kąpielisk, po ocenę stanu jednolitych części wód powierzchniowych (wszystkie wody powierzchniowe w Polsce dzielą się na tzw. jednolite części wód, wg Ramowej Dyrektywy Wodnej – mogą to być odcinki rzek lub potoków, strumienie, jeziora, zbiorniki zaporowe). Do kompetencji Inspekcji należy również: 

Ponadto, przepisy prawne określają również obowiązek współpracy między poszczególnymi organami w zakresie monitoringu wód i wymianę informacji. Mamy więc kilka instytucji (Minister właściwy ds. gospodarki wodnej, właściwy organ IOŚ, właściwy organ ochrony przyrody i Główny Inspektor Sanitarny), które wspólnie powinny określić rodzaj, zakres i sposób nieodpłatnego przekazywania sobie informacji niezbędnych dla działań związanych z monitoringiem i oceną stanu wód. 

Taka struktura rodzi jednak problemy i utrudnia reagowanie na poważne awarie o zasięgu szerszym niż jedno województwo (IOŚ-iem kieruje bowiem Główny Inspektorat Środowiska, natomiast inspektorzy i inspekcje wojewódzkie podlegają wojewodom). Jeśli dochodzi do awarii, to GIOŚ ustala szczegółowe zasady postępowania oraz zasady współdziałania z innymi organami administracji publicznej – może np. wydawać polecenia przeprowadzenia w określonym czasie kontroli. Jednak podczas katastrofy odrzańskiej uprawnienia te okazały się niewystarczające. GIOŚ nie powołał też zespołu kontrolnego złożonego z inspektorów nadodrzańskich WIOŚ (Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Środowiska). 

Brak integracji  

Zarówno na Odrze, jak i na innych wodach płynących prowadzone są dwa systemy monitoringów: monitoring ilościowy oraz monitoring jakościowy wód. W tej chwili za każdy z nich odpowiada inna instytucja, zarządzane są według odmiennych zasad i z reguły w różnych lokalizacjach – takie pomiary są niekompletne i nie dają pełnego obrazu potencjalnego problemu. Te dwa systemy powinny być ze sobą zintegrowane, bo przykładowo nie można obliczyć czasu i trasy przemieszczania się „plamy” zanieczyszczeń niesionych przez rzekę, jeśli nie jest znana wielkość aktualnego przepływu wody w danym miejscu (prędkości, z jaką te zanieczyszczenia płyną). Prognozowanie oraz na bazie tej prognozy ostrzeganie o możliwości wystąpienia skażenia czy związanego z tym zagrożenia dla ludzi i środowiska, w tym zwierząt, staje się tym samym niemożliwe. 

W ramach państwowego monitoringu środowiska Prawo wodne nakłada na państwo obowiązek badania i oceny jakości wód powierzchniowych. Taki monitoring prowadzi się w 6-letnich cyklach – ściśle powiązanych z cyklem gospodarowania wodami. Głównym celem monitoringu państwowego jest dostarczenie wiedzy o stanie ekologicznym i stanie chemicznym rzek Polski, niezbędnej do gospodarowania wodami w dorzeczach, w tym do ich ochrony przed eutrofizacją i zanieczyszczeniami antropogenicznymi.

– Brakuje jednak stałego monitoringu podstawowych parametrów fizykochemicznych wód, umożliwiającego reagowanie w sytuacjach kryzysowych. Brakuje ogólnodostępnej, ogólnopolskiej bazy danych, do której spływałyby dane z każdego rodzaju monitoringu i która w razie przekroczenia dopuszczalnych wartości parametrów fizykochemicznych wód natychmiast alarmowałaby odpowiednie służby o zajściu, działając w 24-godzinnym trybie – mówi Alicja Pawelec z WWF Polska.

Rzeka Prądnik (fot. P. Nieznański)

Ze szkodą dla rzek 

W 2021 r. z rozporządzenia dotyczącego klasyfikacji stanu ekologicznego wycofano część wskaźników opisujących parametry fizykochemiczne wody, zaprzestając m.in. monitoringu chlorków i siarczanów, głównych wskaźników opisujących zasolenie rzeki. To oznacza, że wycofano wskaźniki, które były jednymi z głównych czynników katastrofy odrzańskiej – w tej chwili nie można ich więc skutecznie monitorować i minimalizować ich oddziaływania w stosunku do podmiotów, które emitują te zanieczyszczenia (głównie kopalni i zakładów przemysłowych). 

Mniej wskaźników branych pod uwagę przy ocenie stanu wód oznacza, że łatwiej jest uzyskać dobrą ocenę. Wody ocenione lepiej są pod „lżejszym nadzorem” niż wody, których ocena wypadła słabo. Nie analizuje się szczegółowo presji (czyli oddziaływań) powodujących przekroczenia tych wskaźników, które nie biorą udziału w ocenie. Nie podejmuje się działań, aby te presje ograniczyć. A to oznacza, że taki utajony problem będzie trwać, mimo że na papierze stan wód wygląda dobrze. 

Rezygnacja z części wskaźników oceny stanu wód jest niezgodna z prawem unijnym. Ramowa dyrektywa wodna pozwala wyznaczyć specyficzne normy dla każdego ze wskaźników, dostosowane do charakteru danej rzeki czy jeziora, ale nie pozwala całkowicie z tych wskaźników zrezygnować. 

Primum non nocere. Po pierwsze nie szkodzić

Co do zasady odprowadzanie ścieków do wód nie powinno powodować pogorszenia stanu wód ani ekosystemów od nich zależnych (istnieje możliwość odstąpienia od tego obowiązku) oraz nie powinno powodować w wodach zmian w naturalnej, charakterystycznej dla nich biocenozie, ich mętności, barwie, zapachu ani formowaniu się osadów lub piany. Niestety, podstawowym problemem jest to, że warunki odprowadzania oczyszczonych ścieków nie są ustalane pod względem aktualnego stanu wód w danej rzece, czyli wielkość zrzutu ścieków nie jest uzależniona od wielkości przepływu wody w rzece.  

Monitoring z dobrym skutkiem  

Biorąc pod uwagę katastrofę ekologiczną Odry z 2022 r. oraz jej skutki, konieczna jest: 

Aby w sposób skuteczny i szybki identyfikować zanieczyszczenia wód i ich źródła, jak również zminimalizować ryzyko wystąpienia katastrofy ekologicznej na kolejnych rzekach, należy: 

Exit mobile version