Dostęp do informacji publicznej. TK odroczył sprawę. Co władza chce ukryć?

Polska PiS

Trybunał Konstytucyjny nie rozpoznał 15 grudnia wniosku I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzaty Manowskiej ws. zbadania zgodności z Konstytucją niektórych przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej.

Sprawę odroczono, ponieważ przedstawiciele Sejmu RP nie mogli się stawić Trybunale Konstytucyjnym ze względu na posiedzenie Sejmu RP i głosowania.

Przeciwko wniesieniu sprawy do TK protestowały w marcu organizacje społeczne. Sprawa, wyznaczona pierwotnie na 17 listopada, została przeniesiona na 15 grudnia po wniosku Rzecznika Praw Obywatelskich. Pierwszy termin sprawy został wyznaczony zaskakująco szybko i bez zachowania 30 dni na doręczenie uczestnikom postępowania zawiadomienia o terminie. W drugim terminie na sali posiedzeń nie pojawili się natomiast przedstawiciele Sejmu, który jest jednym z uczestników postępowania. Z tego względu Trybunał zdecydował o odroczeniu sprawy, nie podając nowego terminu posiedzenia.

Co władza chce ukryć?

24 lutego 2021 roku gruchnęła informacja o tym, że Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego – sędzia Małgorzata Manowska – złożyła wniosek do Trybunału Konstytucyjnego dotyczący stwierdzenia niezgodności z Konstytucją szeregu przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. Nie minęły dwa miesiące 2021 roku, a to już czwarty sygnał o próbie ograniczenia jawności. Co się dzieje?!

Niewątpliwie wniosek Pierwszej Prezes Sądu Najwyższego (PPSN) jest najbardziej rozbudowany. Jeśli Trybunał Konstytucyjny uzna wymienione przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej za niekonstytucyjne, może się okazać, że wiedza o benefitach, które wypłaca sobie władza, nie dotrą do opinii publicznej. A to tylko jeden z przykładów tego, czego się nie dowiemy. Warto dodać, że w Trybunale, od końca 2019 roku, czeka także wniosek grupy posłów dotyczący stwierdzenia niekonstytucyjności przepisów ujawniających nazwiska sędziów popierających kandydatów do Krajowej Rady Sądownictwa.

Ale to nie koniec. Jak się już kompletnie nie udaje uzyskać informacji, obywatel dysponuje możliwością zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez podmiot nieudostępniający informacji. Czy jeszcze długo? Niekoniecznie. Wniosek PPSN dotyczy także tej kwestii, a do Trybunału Konstytucyjnego wpłynęła wcześniej skarga konstytucyjna złożona przez Ewę Przybyło, byłą Burmistrz Rabki-Zdroju skazaną za nieudostępnianie informacji. Obrończynią Ewy Przybyło była wówczas mec. Małgorzata Wassermann. W skardze konstytucyjnej zaskarżono m.in. art.23 ustawy o dostępnie do informacji publicznej mówiący o odpowiedzialności karnej za nieudostępnienie informacji. Skargę poparł Prokurator Generalny, Zbigniew Ziobro, znany skądinąd zwolennik ostrych kar dla przestępców.

W ostatnich dniach alarmowano też o nowych przepisach, które mają nas odciąć od wiedzy o tym, jak prokuratorzy prowadzili postępowania przygotowawcze, i kolejnej o tym, która może wyłączyć jawność prowadzonej przez Polskę polityki zagranicznej.

A z kolei rząd proceduje ustawę, która stwierdza, że informacje o tym, jak podejmowane są decyzje dotyczące doświadczeń na zwierzętach, nie stanowią informacji publicznej.

„Każdego dnia możemy spodziewać się kolejnych pomysłów, co nie stanowi informacji publicznej lub co jest niekonstytucyjne. Oczywiście żadna władza jawności nie kochała i próby ograniczania jej nie są dla nas niczym nowym. Tyle tylko, że kiedyś było widać różnicę między władzą ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, dziś trudno ją dostrzec.

Dlatego szanse, że któraś władza zatrzyma ten pochód w stronę coraz mniejszej przejrzystości, są mniejsze, a zagrożenie dla jawności realniejsze. Nie lekceważymy go. Widzimy je bardzo szeroko i na wielu frontach. I nad tym, jak mu zapobiegać, planujemy pracować. Nie sami. Z kim się da. Prawo do informacji stanowi integralną część podstawowego prawa do wolności słowa, uznanego w rezolucji 59 Zgromadzenia Ogólnego ONZ przyjętej w 1946 r., a także w art. 19 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka (1948) oraz art.10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (1950)” – Watchdog.

Swobodny przepływ informacji i idei leży u podstaw samego pojęcia demokracji i jest jej fundamentem oraz ma kluczowe znaczenie dla skutecznego poszanowania praw człowieka. Informacje gromadzone przez władze należą do nas. Władze jedynie dysponują nimi w naszym imieniu.

By obywatele i obywatelki mogli uczestniczyć w podejmowaniu decyzji i ocenie pracy demokratycznie wybranych władz muszą dysponować odpowiednią wiedzą. Poziom wiedzy obywateli zależy od dostępu do różnorodnych informacji będących w posiadaniu organów publicznych. Niektóre informacje są dostępne od ręki, o innych dowiadujemy się dzięki mediom lub naukowcom, za pośrednictwem organizacji społecznych czy obywateli. Mogą to być na przykład informacje o działaniach organów władzy, procedurach czy wykorzystaniu środków publicznych. Wolność informacji i udostępnianie jej obywatelom przyczynia się do otwartości i odpowiedzialności władz oraz stanowi ważny instrument zapobiegania i zwalczania korupcji. Wpływa także na poziom zaufania społecznego, pomaga rozwijać gospodarkę i innowacyjność. Wyrównuje szanse i pokazuje problemy, z którymi w pierwszej kolejności powinniśmy się zmierzyć jako społeczeństwo.

Brak prawa do informacji, a przez to brak transparentności władz i osób pełniących funkcje publiczne, to sytuacja sprzyjająca nadużyciom i korupcji. To brak możliwości podjęcia świadomych decyzji w trakcie wyborów. To brak możliwości rozliczenia władzy z realizacji programów i obietnic wyborczych. To szybka droga do korupcji i uprzywilejowania władzy. To wreszcie cecha charakterystyczna systemów autorytarnych.

Czy wiecie, że pierwszy projekt ustawy o dostępie do informacji publicznej zawierał kilka przepisów karnych? Ciekawe były też dyskusje toczące się podczas prac komisji i parlamentu.

Niedostępne informacje

Ponad 20 lat temu nie byliśmy jeszcze w Unii Europejskiej. Wiadomości o świecie docierały do nas z prasy, radia i telewizji. Nie było Facebooka ani Twittera. By skorzystać z wyszukiwarki Google, trzeba było zaczekać, aż modem tonowo połączy nas z internetem. Trzy lata po uchwaleniu Konstytucji dało się wyczuć rozczarowanie brakiem przepisów, które pomogłyby realizować zagwarantowane w art. 61 prawo do informacji. Dziennikarze skarżyli się na trudności: Do dziś nie ma jednak nawet projektu ustawy o dostępie do informacji, chociaż minęły już dwa lata, które miał rząd na przygotowanie ustaw niezbędnych do stosowania nowej konstytucji. O konieczności uchwalenia takiej ustawy przypominał wielokrotnie rzecznik praw obywatelskich prof. Adam Zieliński – pisała Ewa Siedlecka, Bartłomiej Pawlak i Marek Nowicki w Gazecie Wyborczej w 2000 roku. Wymieniano też inne przeszkody, które uniemożliwiały dostęp: ustawa o dostępie do informacji niejawnych (osobom na kierowniczych stanowiskach dała do ręki władzę decydowania o tym, co jest informacją niejawną, a co nie jest), ustawa o ochronie danych osobowych (nie było jeszcze RODO), czy nieprecyzyjne zapisy w ustawie o zamówieniach publicznych (przez nie utajniono umowy na informatyzację ZUS-u z firmą Prokom). Na potrzebę powstania takich przepisów wskazywali też przedsiębiorcy zrzeszeni w programie “Czyste Ręce” (Manus puris), którzy widzieli w planowanej ustawie szansę na walkę z korupcją.

Na styku służby interesu publicznego z prywatnym

W 2000 roku Sejm powołał komisję nadzwyczajną. Jej celem było przygotowanie projektu ustawy, która upora się z istniejącą luką. Przewodniczącym komisji został Henryk Wujec. Podstawę prac stanowił projekt wniesiony przez posłów Akcji Wyborczej Solidarność (druk 2094). Potrzebę ustawy uzasadniono następująco:

W wymiarze społecznym i politycznym obywatele uzyskują realne możliwości wykorzystywania i obrony swoich konstytucyjnych praw wobec władzy publicznej. Transformacje konstytucyjnej regulacji zawartą w art. 61 w realny fragment rzeczywistości otaczającą obywatela to cel, który warto osiągnąć przede wszystkim ze względu na aksjologiczne treści zawarte w formule demokratycznego państwa prawa. W wymiarze gospodarczym urzeczywistnienie regulacji ustawy będzie wspierało stabilność życia gospodarczego tych wszystkich podmiotów pragnących, aby respektowanie standardów etycznych było nieodłącznym elementem życia gospodarczego, co na styku służby interesu publicznego z prywatnym jest stanem ze wszech miar pożądanym, choćby ze względu na walkę z korupcją.

Drugim punktem wyjścia do prac nad ustawą był poselski projekt ustawy o jawności procedur decyzyjnych, grup interesów i publicznym dostępie do informacji (druk 2153). Proponowane przepisy miały regulować kwestie prac nad aktami prawnymi, w tym lobbingu, konsultowania projektów aktów prawnych oraz osób sprawujących kierownicze stanowiska w organach władzy lub administracji.

Tam, gdzie budzą się upiory dyktatury

Dla twórców projektu ustawy od początku było jasne, że dostęp do informacji stanowi prawo o fundamentalnym znaczeniu. Prawo, które na wyższy poziom wyniesie naszą demokrację i przerwie monopol władzy na informację i decydowanie o tym, kto do czego ma dostęp. Wskazywano też, że to jedno z kluczowych praw politycznych, które pomimo zapisów w konstytucji, nie może być bez tej ustawy realizowane. Bo taka była praktyka. Taki był zwyczaj.

Ustawa ta ma być ustawą ustrojową, gdyż rozwijając i precyzując konstytucyjną zasadę, że informacja publiczna jest jawna, a więc dostępna poza sytuacjami ograniczenia jawności w drodze ustaw lub w związku z ochroną prywatności, wyznacza zakres tej jawności oraz określa prawo dostępu do tej informacji w porządku prawnym Rzeczypospolitej – mówił podczas I czytania w Sejmie poseł Ryszard Wawryniewicz – sprawozdawca komisji. Kiedy jednak rządzący mają tak wielką przewagę nad rządzonymi, iż mogą arbitralnie ustalać reguły życia politycznego, słabości ludzkiego charakteru stają się słabościami ustroju politycznego. A tam, gdzie nie ma wykrywania i korekty błędów, umiera demokracja i budzą się upiory dyktatury.

Kara za zniekształcanie informacji

Przepisy karne widniały w ustawie od samego początku – były to artykuły 18, 19 i 20 tworzące rozdział 4 ustawy. Przewidziano w nich karę do roku więzienia lub grzywny za nieudostępnienie informacji, jej zniekształcenie lub uznaniowe objęcie tajemnicą. Za brak wykonania prawomocnej decyzji sądu nakazującej udostępnienie informacji groziły już 3 lata ograniczenia wolności. Ściganie powyższych przestępstw miało następować na wniosek osób pokrzywdzonych. Takie sprawy nie byłyby wszczynane z urzędu. W uzasadnieniu do poselskiego projektu ustawy napisano jedynie: Ustawa wprowadza przepisy karne, w których podstawowe naruszenia prawa do informacji są uznane za przestępstwo i objęte ściganiem na wniosek osób, które dotknęła odmowa informacji drugiej ograniczenie zniekształcenia.

Kto, wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi nie udostępnienia informacji publicznej, informację tę zniekształca, ogranicza, bez podstawy prawnej uznaje za niejawną lub objętą inną tajemnicą albo bez podstawy prawnej ogranicza dostęp do posiedzeń, o których mowa w artykule 8, podlega karze pozbawienia wolności do roku ograniczenia wolności lub grzywny.

art.18

Kto nie wykonuje prawomocnej decyzji o ujawnieniu informacji, o udostępnieniu informacji, wyroku sądu o obowiązku udostępnienia Informacji publicznej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3, ograniczenia wolności lub grzywny.

art. 19

Ściganie przewidzianych tą ustawą przestępstw następuje na wniosek osoby zainteresowanej, której odmówiono dostępu do informacji lub na wniosek wydawcy lub innej osoby w imieniu lub na rzecz której zainteresowany występował o dostęp do informacji.

art. 20

Podczas I czytania ustawy posłowie proponowali powołanie niezależnej instytucji, która monitorowałby dostęp do informacji. Miała mieć również prawo występować o ściganie przestępstw wskazanych w projektowanych art.18-20.

Delikt czy przestępstwo?

W toku prac komisji artykuły karne przesunęły się w treści ustawy. Dyskutowano o wymiarze kary, nie o samym sensie zawarcia w ustawie takich przepisów. Podczas 14. posiedzenia komisji poseł Ryszard Kędra (Alternatywa) dopytywał: W art. 21 umieszczono zapis “Kto wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi nie udostępnia informacji publicznej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku”. Na jakiej podstawie ustalono taką wysokość kary i dlaczego do roku?

Sprawozdawca komisji, poseł Ryszard Wawryniewicz (AWS) wyjaśniał: To jest oczywiście suwerenna decyzja Komisji, jaką określi sankcję. Można dyskutować, czy ma to być rok, czy trzy lata pozbawienia wolności, podobnie jak dyskutowaliśmy nad kwestiami sankcji za złamanie ordynacji wyborczej. To jest tylko propozycja i w ramach poprawek można przewidywać albo złagodzenie, albo zaostrzenie tej sankcji.

Inaczej na sprawę patrzyli przedstawiciele rządu, którzy w celowym nieudostępnianiu informacji widzieli delikt urzędniczy i nie chcieli przepisów karnych. Ekspert Komisji, Jan Stefanowicz ripostował przedstawicielce KPRM: Podstawowa kwestia, która nas interesuje, dotyczy tego, na ile w naszym kraju rzeczywiście funkcjonuje dyscyplinarna odpowiedzialność urzędnicza. Wszyscy jednoznacznie stwierdzili, że w ogóle nie funkcjonuje. Nie spotkałem się w zasadzie z głosami, że dyscyplinarna droga jest wystarczająca, chociaż jest potrzebna. Pozostaje więc kwestia wysokości sankcji karnej.
(Watchdog)

Exit mobile version