Apelacja od wyroku sądu ws. zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Wyrok 23 stycznia

Proces odwoławczy. Czy zabójca Stefan Wilmont usłyszy: "dożywocie"?

W najbliższy wtorek, 23 stycznia, Sąd Apelacyjny w Gdańsku ogłosi wyrok ws. Stefana Wilmonta, zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.

W marcu 2023 r. Sąd Okręgowy skazał 31-latka na dożywotnie więzienie. Wyrok ten zaskarżył obrońca oskarżonego. Do zbrodni doszło pięć lat temu podczas finału WOŚP na Targu Węglowym. Sprawca zadał prezydentowi Gdańska z dużą siłą trzy ciosy nożem mierząc prosto w serce.

Apelacja i zażalenie na uzasadnienie wyroku

Sąd Apelacyjny zajął się sprawą oskarżonego na rozprawie w czwartek, 18 stycznia.

Apelację od wyroku sądu I instancji złożył obrońca Stefana Wilmonta, który wniósł o nadzwyczajne złagodzenie kary.

Do Sądu Apelacyjnego wpłynęło też zażalenie na uzasadnienie marcowego wyroku Sądu Okręgowego. Najbliższa rodzina prezydenta Gdańska – wdowa Magdalena Adamowicz i brat Piotr Adamowicz jako oskarżyciele posiłkowi w procesie – nie zgadza się bowiem ze stwierdzeniem sądu I instancji, że zabójca wybrał Pawła Adamowicza jako „przypadkową osobę”.

Oddalenie wniosku o kolejne badanie psychiatryczne zabójcy

Podczas czwartkowej rozprawy odwoławczej Damian Witt, obrońca zabójcy prezydenta Gdańska, wniósł m.in. o ponowne, czwarte już z kolei, przebadanie Stefana Wilmonta przez zespół biegłych psychiatrów.

To właśnie na udowodnieniu, że oskarżony był całkowicie niepoczytalny w chwili zamachu opiera się od początku główna linia obrony jego adwokatów.

Przypomnijmy, że w trakcie śledztwa wobec Stefana Wilmonta sporządzone zostały trzy opinie psychiatryczne.

Ostatnia wpłynęła do prokuratury w październiku 2021 r. Uznała ona, że Stefan W. w chwili zamachu miał ograniczoną poczytalność, co oznacza, że może zasiąść w sądzie na ławie oskarżonych. W pierwszej opinii biegli psychiatrzy z Krakowa uznali natomiast, że mężczyzna w chwili popełnienia zbrodniczego czynu nie miał możliwości rozpoznania jego znaczenia i pokierowania swoim postępowaniem. W drugiej opinii zespołu biegłych z Warszawy i Starogardu Gdańskiego, pod kierunkiem wybitnego eksperta prof. Janusza Heitzmana, stwierdzono, że sprawca dokonał zabójstwa w stanie ograniczonej poczytalności.

Adwokat Damian Witt przekonywał podczas czwartkowej rozprawy, że najbardziej wiarygodne dla sądu powinno stanowisko biegłych z Krakowa, ponieważ, to oni najdłużej – bo przez dwa miesiące – badali Stefana Wilmonta, a poza tym obserwacja ta miała miejsce tuż po jego zatrzymaniu.

Sąd Apelacyjny oddalił jednak ten wniosek dowodowy obrony, uznając, że zmierza to tylko do przedłużenia procesu.

Obrońca oskarżonego potępia mowę nienawiści TVP

Damian Witt powiedział w mowie końcowej, że brak jest w słowniku języka polskiego określeń, które mogłyby nazwać to, czym zajmuje się gdański sąd.

– Brak jest słów, które wyrażałyby skalę cierpienia, złości, bezsilności i smutku płynącego z nagłej śmierci naszego prezydenta. Doszło do zdarzenia, które nigdy nie miało prawa się wydarzyć w III Rzeczpospolitej Polskiej – ocenił obrońca Stefana Wilmonta.

Adwokat argumentował jednak, że jego klient cierpi na chorobę psychiczną i z tego powodu nie miał żadnej świadomości tego co zrobił.

W nieoczekiwany i zaskakujący sposób dla wielu uczestników procesu Damian Witt mówił o podłożu dokonanej zbrodni.

– Mamy człowieka chorego, zaburzonego, który skonfrontował objawy swojej choroby z treściami publikowanymi wówczas w telewizji publicznej. Treściami bogatymi w nienawiść, kierowaną w śp. prezydenta Pawła Adamowicza – powiedział adwokat, który jednocześnie zacytował treść oświadczenia TVP sprzed kilku dni, wydanego przy okazji 5. rocznicy śmierci prezydenta Gdańska, przepraszające jego rodzinę za medialny hejt, jakiego ofiarą był Paweł Adamowicz.

– Myślę, że wszyscy, którzy jesteśmy na tej sali wiedzą z jaką liczbą ataków, szczuciem, spotykał się wówczas pan prezydent. Człowiek zdrowy, który odbiera takie treści, potrafi rozdzielić różne kwestie i zachować zdrowy rozsądek. Jednak osoby chore, zaburzone w takim stopniu jak oskarżony, takich zdolności nie mają. Stefan Wilmont przez długie miesiące wsłuchiwał się w tak sformułowane w mediach publicznych treści, do których miał swobodny dostęp odbywając poprzednią karę więzienia (Wilmont opuścił więzienie na początku grudnia 2018 r. po karze 5,5 roku więzienia za napady rabunkowe na placówki SKOK – przyp. red.). Niestety, biorąc pod uwagę charakter jego zaburzeń psychicznych przyczyniły się do zamachu na śp. Pawła Adamowicza – dodał adwokat.

Takie ciosy zadają służby specjalne

Zbigniew Ćwiąkalski, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych, przypomniał, że do zbrodni doszło przy okazji finału WOŚP, szlachetnej imprezy, która bezinteresownie łączy ludzi i szerzy pomoc.

– Oskarżony zadał Pawłowi Adamowiczowi ciosy, jakie zadają służby specjalne w sytuacji, w której eliminują przeciwnika. W mieszkaniu oskarżonego znaleziono podręcznik, który wskazywał jak używać noża, aby trafić w serce i uderzenie było śmiertelne. Oskarżony był naszpikowany nienawiścią sączącą się z przekazów TVP – podkreślił adwokat.

Ćwiąkalski dodał, że tylko w roku 2018 ze strony TVP było prawie 2 tysiące wypowiedzi szkalujących i atakujących Pawła Adamowicza.

– W dniu dzisiejszym (DZISIAJ, czy w końcu Polacy nauczą się poprawnej polszczyzny?! – red.) staje przed Sądem Apelacyjnym sprawa zabójcy dobrego człowieka. Mówię to jako gdańszczanin. Mówię to jako osoba, która jeszcze kilka lat temu spotykała tego człowieka na ulicy i rozmawiała z nim. Paweł Adamowicz był osobą niezwykle otwartą i pragnącą kontaktu z normalnymi ludźmi – zaznaczył Jerzy Glanc, pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych.

Brat prezydenta: to był mord polityczny

Podczas czwartkowej rozprawy głos zabrał też Piotr Adamowicz, oskarżyciel posiłkowy.

– Kategorycznie nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem Sądu Okręgowego, że mój brat był przypadkową ofiarą, bo znam liczący kilkadziesiąt tomów materiał procesowy. Niestety, sąd I instancji wdał się w tej mierze w rozważania stricte polityczne. Stefan Wilmont po zaatakowaniu mojego brata wygłosił jednoznaczny manifest polityczny. Ma też sprecyzowane poglądy polityczne, głosuje we wszystkich na jedną partię polityczną. Przed opuszczeniem zakładu karnego w Przeróbce mówi wychowawcy, że „wyjeżdża z Gdańska i Pomorza, bo tu rządzi PO”. I wreszcie, kto jest autorytetem wzorem dla Stefana Wilmonta? Jednoznacznie wskazuje, że Jarosław Kaczyński powinien być dyktatorem Polski – argumentował Piotr Adamowicz.

Ostatnie słowo oskarżonego

Co w ostatnim słowie przed sądem powiedział Stefan Wilmont?

W chaotycznej i nieskładnej wypowiedzi dowodził m.in., że „ze względu na dobro całego społeczeństwa” powinien jak najszybciej wyjść na wolność.

– Służba więzienna naprawdę nie ma warunków, żeby trzymać mnie w więzieniu. Byłem torturowany. I to przez ostatnie pół roku udowodniły służby specjalne ze Stanów Zjednoczonych, bo byłem podłączony do specjalnego hełmu na głowie, który wchodzi na wszystkie zmysły. Więc albo niepoczytalność, albo jak najniższy wyrok. A moim zdaniem powinno być w afekcie 5 lat. Tyle już odsiedziałem. Codziennie mam rozmowę z ponad milionem obywateli Europy. I wszyscy mówią, że to jest cyrk, że ja siedzę w więzieniu. Muszę jak najszybciej wyjść z więzienia, żeby zacząć na nowo życie, które sąd mi zabrał. Byłem niewinny. Mogę odsiedzieć wyrok 8 lat. Tylko po co? Nie poczuwam się do winy – stwierdził.
(UMG)

Exit mobile version