ŚWIAT

Andrzej Bargiel zaatakuje szczyt K2. Uratowano Brytyjczyka. Dron w akcji

Wyprawa skialpinisty Andrzeja Bargiela na K2 nabiera rozpędu.

30-letni zakopiańczyk jest gotowy, aby zmierzyć się ze swoim najtrudniejszym wyzwaniem w karierze, zjazdem na nartach z drugiego co do wysokości szczytu na ziemi, czyli K2 (8611 m n.p.m.). Jeśli ta sztuka się powiedzie, Andrzej będzie pierwszym człowiekiem na świecie, który dokonał takiego wyczynu.

Po ponad trzech tygodniach przygotowań i aklimatyzacji ekipa w składzie Andrzej Bargiel i Janusz Gołąb oraz 4 Hapsów (High Altitude Porter) wyruszyła w czwartek 19 lipca w górę na K2. Plan zakłada dotarcie do obozu II (ok. 7000 m n.p.m.) lub do obozu III na wysokość ok. 7800 m n.p.m., gdzie wspinacze zostaną na noc. Najprawdopodobniej w sobotę 21 lipca wczesnym rankiem Andrzej Bargiel wyruszy w stronę szczytu, z którego jako pierwszy człowiek w historii zamierza zjechać na nartach.

Mimo początkowych problemów zdrowotnych Andrzeja i innych uczestników wyprawy aklimatyzacja na K2 przebiegła dość sprawnie. Podczas wyjścia do obozu III i spędzonej nocy na wysokości około 7050 metrów na drodze Cessena, Andrzej rozpoczął zabezpieczanie linii zjazdu, co było dla niego sporym wyzwaniem. To jest teren, w którym chyba nikt nigdy nie był, a droga zjazdu prowadzi przez środek ściany. Początkowo zakopiańczyk zjechał kawałek na linie wąskim żlebem do trawersu Messnera, aby sprawdzić, czy pokrywa śnieżna jest stabilna. Następnie Andrzejowi udało się przetrawersować pod wielkimi serakami i przebić się do drogi Kukuczka-Piotrowski. Dalszy fragment drogi Bargiel znał już dobrze z zeszłego roku, więc było mu już dużo łatwiej. Co więcej Bartkowi Bargielowi, który towarzyszy bratu na tej wyprawie, udało się wlecieć dronem na wysokość 8400 metrów, co pozwoliło na zupełnie nowe spojrzenie na tę górę i otworzyło nowe możliwości w planowaniu i dokumentacji linii zjazdu. Ostatnim elementem aklimatyzacji było wyjście Andrzeja w górę żebrem Abruzzi i tego samego dnia powrót do bazy. Skialpinista uznał, że najlepszą opcją będzie właśnie wyjście jak najwyżej tą drogą, którą wspina się wiele wypraw i na której wszystko do poziomu obozu IV jest dobrze przygotowane.

Po powrocie Andrzeja z jego ostatniego wyjścia aklimatyzacyjnego do polskiej ekipy dotarła informacja o kłopotach, jakie spotkały uczestników międzynarodowej wyprawy na Broad Peak. Pomocy wymagał partner wspinaczkowy Kacpra Tekieli – Stando Vrba, który miał poważnie rozcięte udo. Poszkodowanego przetransportowano na noszach do obozu wyprawy Andrzeja Bargiela pod K2, gdzie została zorganizowana sala operacyjna. – Czterogodzinna przeprawa przez lodowiec, w środku nocy, zainicjowana przez ludzi, którzy poświęcili w tym celu własne interesy, była dla nas wielkim świętem Przyjaźni, Partnerstwa i Koleżeństwa. Dziękujemy Wam kochani – napisał na Facebooku Kacper Tekieli.

Nie była to jedyna akcja ratunkowa, w którą była zaangażowana polska ekipa. Kilka dni wcześniej niepokojące zdarzenie zasygnalizował im kucharz z japońskiej grupy, wypatrując na ścianie coś, co wyglądało początkowo na plecak. Polska ekipa obserwowała przez lunetę to miejsce i okazało się, że leży tam człowiek, który żyje, ale wykazuje oznaki skrajnego wyczerpania. Widok ten był dość dramatyczny, bo mieli wrażenie, że on tam po prostu umiera. Nieoceniona tutaj okazała się pomoc Bartka Bargiela, który podleciał do tej osoby dronem by sprawdzić, w jakim jest stanie. Okazało się, że to Rick Allen, który był członkiem tej samej wyprawy co Kacper Tekieli. Podczas schodzenia, doszło do wypadku i Rick zsunął się około 300 metrów. Szczęśliwie udało się mu zatrzymać przed urwiskiem. Niestety nie był w stanie samodzielnie powrócić do obozu. Został uznany za zaginionego. Dzięki włączeniu do akcji drona i połączeniu się z innymi wspinaczami na Broad Peaku udało się uratować Ricka.
(org.)

Pokaż więcej

redakcja

Kronika24.pl - TYLKO najważniejsze informacje z Polski i ze świata!

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button