Debel Jan Zieliński i Kacper Żuk (obaj Centralny Klub Tenisowy Grodzisk Mazowiecki) okazał się najlepszy w 96. Narodowych Mistrzostwach Polski w Bytomiu.
W grze podwójnej zwycięstwo odniosły Marcelina Podlińska (KS Górnik Bytom) i Wiktoria Rutkowska (AZS Poznań). Finały rozgrywano równolegle na dwóch kortach w piątek wieczorem.
Zieliński i Żuk byli rozstawieni w drabince z numerem drugim i w drodze po tytuł nie stracili seta. W finale pokonali Szymona Kielana (Legia Warszawa) i Filipa Peliwo (AZS Łódź) 6:2, 6:1.
– Siła spokoju i doświadczenie. Przeważaliśmy dzisiaj i widać było od początku, że Szymon był troszkę spięty, a Filip grał dziś singla, więc był zmęczony. Jednak trochę inaczej później się wychodzi na mecz deblowy. Przetrzymaliśmy swoją dobrą grę, solidnością i doświadczeniem wygraliśmy – powiedział Żuk, który w singlu odpadł w ćwierćfinale, przegrywając z Zielińskim, który wystąpi w sobotnim finale.
– Jeden z ludzi z mojego sztabu załatwił mi fizjoterapeutę. Od razu po singlu poszedłem do pokoju, byłem rozmasowywany, regenerowany. Dzięki temu zostałem postawiony na nogi na finał debla. Teraz muszę się szybko zregenerować i mam nadzieję, że się jakoś wyśpię przed jutrzejszym finałem. Na szczęście pierwsze grają kobiety, więc mam trochę czasu. Mam nadzieję, że jutro też wygram, tym bardziej, że na mistrza czeka Mercedes. Sukcesy zawsze cieszą. Na starość, kiedy usiądziemy z fajeczką w wieku 70 lat, to będziemy wspominać, że mamy ileś tam tytułów mistrzowskich. Będziemy się chwalić między sobą, kto ma ich więcej. No ja mam chyba pięć, albo sześć, nie wiem dokładnie – powiedział Zieliński.
– Ja w sumie nie wiem, ile już zdobyłem tytułów, ale to później policzę, pewnie za paręnaście lat – dodał Żuk, ubiegłoroczny finalista NMP w singlu i mistrz sprzed dwóch lat.
Zwycięstwo w deblu odniosły Podlińska i Rutkowska, rozstawione z numerem czwartym. Pokonały w decydującym meczu utalentowane juniorki Zuzannę Bednarz (KS Górnik Bytom) i Zuzannę Pawlikowską (CKT Grodzisk Maz.) 6:1, 3:6, 10-8, wychodząc obronną ręką ze stanu 1-6 w super tie-breaku.
– Rywalki pokazały naprawdę świetny tenis w całym turnieju. W drodze do finału pokonały bardzo mocne pary i prezentowały wysoki poziom. Jak przysłowiowe „underdogi” nie mają nic do stracenia, grają bardziej na luzie, niż starsze i bardziej doświadczone zawodniczki. Walczą od samego końca – powiedziała Podlińska.
– Ze swojej strony muszę dodać, że nie jest wcale tak łatwo grać z młodszymi zawodniczkami. Jest jednak większa presja, a do tego dochodzi jeszcze jeden czynnik, że się zupełnie nie zna stylu gry takich rywalek, więc nie wiadomo do końca czego się po nich spodziewać na korcie – stwierdziła Rutkowska.
– Przy stanie 1-6 w super tie-breaku powiedziałyśmy sobie: każda piłka do przodu i starałyśmy się nie myśleć o wyniku. Nie ważne było to, co się dzieje, po prostu grałyśmy dalej punkt po punkcie, ale też chyba większe doświadczenie w końcówce wzięło górę – dodała Podlińska.
W niedzielę o godz. 10.30 rozpocznie się finał gry pojedynczej kobiet, w którym najwyżej rozstawiona Magdalena Fręch (KS Górnik Bytom) stanie przed szansą na zdobycie trzeciego z rzędu tytułu mistrzowskiego. Rywalką tenisistki będzie Martyna Kubka (CKT Grodzisk Maz.), turniejowa „trójka”.
O godz. 12.30 rozpocząć się ma finał singla mężczyzn, w którym o Mercedesa CLA 180 Coupe powalczy Daniel Michalski (WKT Mera Warszawa, nr 4.) z Janem Zielińskim (CKT Grodzisk Maz.).
Michalski zagra o tytuł z Zielińskim
W sobotnim finale 96. Narodowych Mistrzostw Polski w Bytomiu zobaczymy na korcie dwóch tenisistów PZT Team. Rozstawiony z numerem drugim Daniel Michalski (WKT Mera Warszawa) spotka się w nim ze świetnym deblistą Janem Zielińskim (Centralny Klub Tenisowy Grodzisk Mazowiecki). Początek meczu zaplanowano na godzinę 12.30.
Wcześniej, o godz. 10.30, rozpocznie się finał singla kobiet, w którym broniąca tytułu Magdalena Fręch (KS Górnik Bytom) zmierzy się z Martyną Kubką (Centralny Klub Tenisowy Grodzisk Mazowiecki).
W piątek, zaraz po półfinałach kobiet, na kort centralny wyszli Michalski oraz rozstawiony z numerem czwartym Filip Peliwo (AZS Łódź). Od pierwszych wymian widać było, że nie będzie w tym meczu łatwych piłek, a punkty rozgrywać się będą głównie w długich wymianach z głębi kortu. W tej zaciętej batalii lepszy okazał się tenisista PZT Team, który wygrał 7:6 (7-3), 6:3.
– To był bardzo trudny mecz. Pierwszy set był bardzo wyrównany. Tak naprawdę uważam, że momentami to Filip grał w nim lepiej ode mnie, a nawet chwilami przeważał na korcie. Ja przejąłem inicjatywę dopiero w tie-breaku i dzięki swojemu forhendowi oraz serwisowi rozstrzygnąłem go na swoją korzyść. W drugiej partii, mimo że na początku zostałem przełamany, czułem się już mocniejszy i zdołałem zamknąć to spotkanie – powiedział po zwycięstwie Michalski.
– Pierwszy raz w finale mistrzostw kraju grałem trzy lata temu. Od tamtej pory mnóstwo się u mnie zmieniło. Wtedy byłem młody i niedoświadczony. Teraz wciąż jestem młody, ale już mam całkiem spore doświadczenie, zdobyte w turniejach ITF, a także w challengerach ATP, w których zwłaszcza w tym roku rozegrałem dużo spotkań. Obecnie moja gra wygląda zupełnie inaczej. Jestem dużo mocniejszy pod względem fizycznym, lepiej serwuję, moje mentalne podejście też się zmieniło. Ja z 2019 roku i ja z dziś to dwie zupełnie inne osoby – dodał.
O ile Michalski był od początku mistrzostw wymieniany jako jeden z najpoważniejszych kandydatów do końcowego sukcesu. O tyle awans Jana Zielińskiego (Centralny Klub Tenisowy Grodzisk Mazowiecki) jest pewną niespodzianką, bo od kilku sezonów specjalizuje się on w grze podwójnej i jest obecnie 52. deblistą świata w rankingu ATP.
W drodze do finału wyeliminował m.in. dwóch dobrych zawodników PZT Team: w trzeciej rundzie Maksa Kaśnikowskiego, a w ćwierćfinale rozstawionego z „trójką” Kacpra Żuka (obaj CKT Grodzisk Maz.), ubiegłorocznego finalistę i mistrza kraju sprzed dwóch lat
– Sam nie wiem jak mi się udaje wytrzymywać kondycyjnie kolejne mecze. Dawno już nie grałem na takim poziomie intensywności, jednak na co dzień gram głównie w deblu, a tutaj jednocześnie w singlu i deblu. Dzisiaj wyszedłem na kort z taktyką, na którą w sumie nie miałem siły, a do tego Marcel zagrał lepiej niż się spodziewałem. Szacun dla niego, już wiem, jak się znalazł w półfinale. To był bardzo ciężki mecz, na tym poziomie zmęczenia nie byłem w stanie nawet analizować tego, co się dzieje na korcie. Ale najważniejsze, że przetrwałem i udało mi się wygrać – powiedział Jan Zieliński.
– Sam nie wiem, jak po dotychczasowych meczach tutaj udało mi się dzisiaj rano wstać z łóżka. Chyba pomogło mi w tym śniadanie, bo jak poczułem jego zapach, byłem w stanie się podnieść. Kolejne kroki były już jednak o wiele cięższe. To było też widać w meczu. Brakowało mi sił na atak, zejście do kortu, przyspieszenie. Ciężko było, ale znowu się udało, a jeszcze przede mną finał debla wieczorem. Chyba tylko adrenalina mnie jeszcze trzyma na nogach, gdyby nie to, to już leżałbym pewnie w domu na łóżku – dodał.
Fręch zagra w finale z Kubką
Magdalena Fręch (KS Górnik Bytom) stanie przed szansą na zdobycie trzeciego z rzędu tytułu mistrzyni kraju. Tenisistka PZT Team, najwyżej rozstawiona w drabince, spotka się w sobotnim finale z turniejową „trójką” Martyną Kubką (Centralny Klub Tenisowy Grodzisk Mazowiecki).
Sobotnie gry otworzył półfinał, w którym Kubka sprawiła niespodziankę pokonując w ponad trzygodzinnym maratonie rozstawioną z numerem drugim Weronikę Falkowską 2:6, 6:2, 6:4.
– Na pewno dzisiaj nie stawiano mnie w roli faworytki. Ostatnie moje wyniki nie były też najlepsze, więc to było stosowne, dlaczego nie byłam w ścisłym gronie faworytek. Cieszę się, że odnajdywałam swój rytm coraz bardziej i kumulacja formy nastąpiła w półfinale, ale dopiero od drugiego seta. Traciłam pewność siebie, bo w drugim secie było już 0:1 z przełamaniem, więc nie zaczęło się to dobrze dla mnie. Troszkę traciłam wiarę, ale pomyślałam, że jestem w półfinale nieprzypadkowo i muszę grać swoje piłka po piłce, nie będę kalkulować, po prostu zaczęłam grać pewniej i tak się narodziła walka. Grałam agresywniej, a Weronika też poczuła presję, jaką na nią nakładałam. Dlatego losy meczu się odwróciły – powiedziała po meczu Kubka.
– Znamy się z Werą bardzo długo. Przez pewien czas trenowałyśmy nawet ze sobą. Zdajemy sobie więc sprawę ze swoich mocnych i słabych stron. Nie jesteśmy się w stanie czymś bardzo zaskoczyć. Dlatego w takich meczach jest zawsze dużo nerwów, walka odbywa się też mentalnie. Cieszę się, że ją wygrałam, choć na pewno nie było łatwo. Nie nastawiałam się wygraną dzisiaj i awans do finału i nie stawiałam przed sobą szczególnych oczekiwań. Walczyłam, biegałam do każdej piłki. W takich meczach trzeba dawać z siebie wszystko i gryźć kort – dodała.
Potem na kort centralny wyszła triumfatorka dwóch poprzednich edycji mistrzostw Magdalena Fręch. Zawodniczka od kilku lat reprezentująca barwy miejscowego Górnika od początku turnieju uważana jest powszechnie za faworytkę, bo jest sklasyfikowana na 86. miejscu w rankingu WTA w singlu.
W drugim półfinale Esvelo 95. Narodowych Mistrzostw Polski Fręch pewnie wygrała z rozstawioną z numerem czwartym Anną Hertel (AZS Poznań) 6:3, 6:1.
– Przede wszystkim stoczyłam walkę sama ze sobą. Na korcie męczyłam się z uderzeniami, z tym co robiłam. Ciało nie współgrało z tym, co chciałam zrobić i z tym jaki miałam plan. Ostatecznie przetrzymałam to spotkanie i z tego się cieszę, że zakończyło się to tak, a nie dużo większą stratą sił. Przejść z trawy na ziemię mi się w sumie udało nie najgorzej, jednak to zmęczenie wynikające z Wimbledonu i całej gry na trawie było tak duże, że trzy dni odpoczynku nie wystarczyły mi na to, by się w pełni zregenerować, więc to się gdzieś w pełni nawarstwia. Dlatego teraz będę starała się jak najlepiej zregenerować przed sobotnim finałem. Dużo wiem o Martynie, bo grałyśmy ze sobą już nie raz. Na pewno nie będzie łatwo, widziałam fragmenty jej spotkania z Weroniką Falkowską. Wygrała zasłużenie i na pewno postawi mi bardzo wysoko poprzeczkę w finale – powiedziała Fręch.